31 gru 2014

A było to tak i będzie jakoś tak

Powiem Ci, że siedzę sobie i się uśmiecham. Stawiam drobne kroki, mimo to zbliżam się do celu. Wiele lat temu byłam niecierpliwa, łaknęłam natychmiastowych efektów. Dziś stawiam drobne kroki. Dziś 'nie mam możliwości' by iść szybko i czuję, że to dla mnie najlepszy sposób poruszania się.
Mam wrażenie jakbym siedziała w domowym zaciszu, tam w mojej polskiej kuchni, spoglądała przez okno na śnieg, głaskała Flamme'a po grzbiecie i sączyła czerwone wino. Zupełnie jakbym się teleportowała do tych dwóch mandali i barw, które tam po sobie pozostawiłam. To niezwykłe, że od kilku lat pozostawiam po sobie barwy radości...
Życie, jest we mnie życie, wraca do mnie życie, powracam do siebie...
Pamiętam jak kilka lat temu, gdy podejmowałam decyzję o odejściu z pracy, kolega mi pewnego razu powiedział: "Ty tak mówisz i mówisz, ale ciągle tu pracujesz..." Miał rację, decyzja o rezygnacji z pracy, w kraju, w którym z reguły się o nią żebrze jest trudna. Decyzja o wypłynięciu na głębokie wody, bez pewności, kotwicy, ani zapasów wody jest bardzo ryzykowna. Można mieć szczęście i dostać się na bezpieczną wyspę lub zatonąć w niewyjaśnionych okolicznościach. I nie wiem czy jest jakaś recepta na pewność, że się uda.... Nie wiem. Nie szukam teraz odpowiedzi. Dziś cieszę się, że kilka lat temu zrezygnowałam z pracy, wyjechałam, przeżyłam trud aklimatyzacji aż wreszcie dojrzałam do bycia sobą tu i teraz. Więcej we mnie spokoju, radości i odwagi, więcej przekonania, że jest dobrze i otwartości na to, czego nie rozumiem. Więcej spokoju, tego, o którym pisze Twardowski, tego, o którym wciąż marzyłam, a nie umiałam go osiągnąć. Więcej we mnie przestrzeni do życia, świadomego wyboru i odwagi do podążania za własnymi przekonaniami i zgłębiania wiedzy, która dla mnie jest istotna.
Dziś, w tej chwili, gdy siedzę tu choć myślami ulatuję do swojej kuchni z piecem i mandalami, nie muszę już być inteligentna, nie czuję bym musiała się bronić argumentami bo wystarczy mi to co wiem, co jest we mnie, a może jest już mną...

Wszystko ma swój czas i wierzę głęboko, że każdy ma czas na poznanie własnego zakłamania. Wierzę, że każdy otrzymuje niezliczenie wiele szans by poznać źródło wewnętrznego zagmatwania. Wierzę, że błędy, czyli próby podejmowane w wyniku chęci poznania są akceptowalne i mają sens i nawet jeśli dotyczą innych ludzi - niech się dzieją. Wierzę także, że jeśli człowiek czyni coś bo się zagubił i wierzy w iluzję dobra, która jest w rzeczywistości złem także otrzymuje szanse. Albo się obudzi, otworzy oczy i zweryfikuje swoje myślenie i działanie, albo zwyczajnie otrzyma na co zasłużył. Wierzę, że postrzeganie życia, siebie i innych kategoriami tego świata, tego życia, współczesnych osiągnięć jest wynikiem tylko tego, że ktoś jest leniwy, a ktoś inny z tego korzysta. Lenistwo jednak nie jest chorobą, lecz decyzją, która niesie ze sobą konsekwencje. Wierzę, że moja pokręcona droga ma sens, że popełniłam wiele błędów bo jestem samoukiem i do wielu rzeczy musiałam sama dojść. Wierzę jednak, że moje intencje w głębokości serca były i są zawsze czyste i nie mam powodu do lęku.Wierzę, że jestem bezpieczna bo jestem dobrym człowiekiem.

Zaczynam się realizować, pokazywać od innej strony. Zaczynam wkraczać w świat brawury, zgrzytu, dewiacji i zawiści, mam nadzieję, że bagaż z jakim obecnie kroczę jest moją tarczą, a doświadczenie mieczem obosiecznym i że cokolwiek rozpocznę, czegokolwiek się podejmę - będzie bezpiecznie na mnie czekało. Ufam, że mogę iść przed siebie z podniesioną głową, odważnie i z radością, że moje czyste serce zawsze prowadzi mnie tam, gdzie jest mi najlepiej i że tam właśnie mam być. Wierzę, że moja młoda przyjaźń z intuicją będzie już trwać na wieki i że na zawsze będę mogła słuchać jej wskazówek, a i ona odwzajemni się akceptacją i mądrością. Wierzę, że ostatnie cztery lata ukształtowały osobę, którą jestem bo chcę nią być i że w tej właśnie skórze jest mi najlepiej.

Niech się dzieje życie!

29 gru 2014

Obyśmy nie mieli racji

Ciasne pokoje i myśli
Ciasne majtki, wizje
śmierdzi

Stęchlizna głupoty poraża
Zamyka w szczelnej szkatule prawdopodobieństw
niezliczonych pewności

Obyśmy nie mieli racji

28 gru 2014

Patrzę

Nie wierzę
widzę i nie wierzę
dorośli ludzie
jak dzieci
Nie wierzę

Patrzę
Słucham
Podziwiam i pytam
Nie, pytań nie wolno...

Pycha
W każdym pycha
i mdłości
i kłamstwo
i co się zdaje

Przerażające
różnice co dzielą
miejsca zabronione
bezkreśnie
kobiety mężczyźni dzieci
życie
Jedna ziemia
sieć
podział
ten sam sieci podział

27 gru 2014

Cel

Jak się dokądś zmierza, to świat wygląda inaczej. Widoczna jest wąska ścieżka.
Zima. Teraz jest zima i dziś w moim rodzinnym mieście spadł śnieg. Widziałam podwórko i krzewy pokryte śniegiem. I teraz mam przed oczami ostatni fragment drogi do mojej babci. Ona już nie żyje na ziemi, jednak drogę do niej pamiętam bardzo dobrze. Wąska droga i wszędzie śnieg. Pola zupełnie białe, i ta ostrożność, które nigdy nie jest za dużo. I aby dojechać, aby bezpiecznie.... I choć droga jest piękna, jest tak malowniczo i niezwykle, tyle bieli dookoła to jednak trzeba patrzeć przed siebie, trzeba być absolutnie skoncentrowanym. Uwielbiam tę drogę! Uwielbiam ową biel i lekkie zakręty i te wszystkie drzewa, które tworzą piękną aleję. Uwielbiam je szczególnie zimą bo jest tam naprawdę jak w baśniach Andersena.........

Dziś jednak nie podziwiam tych widoków, mam je w głowie i sercu i sama widzę jak bardzo zmienił się mój sposób postrzegania tej ryciny, którą przytoczyłam. Wąska droga, kręta, biała od śniegu i lodu i niezwykle męcząca bo wymagającej nieustannej uwagi. Tak, właśnie chyba dojrzałam do tego, czym jest koncentracja.
Jadę teraz do mojej babci. Minęłam już kilka zalesionych obszarów. Urocze! Ja jednak muszę jechać, mam jechać tak by bezpiecznie dojechać do celu. Jadę więc. Na chwilę wzrok ucieka by się nasycić i nacieszyć, ucieka gdzieś w te pola i lasy, które mijam i szybko powraca... Bo ja wciąż jadę. I wiele dróg już za mną. Wiele także przede mną.
Cel.

23 gru 2014

I znowu Święta....

Tak. Kolejny raz Święta. Zakupy, choinki, prezenty i .... pytania. Rodzą się we mnie pytania. Jedni tych Świąt nie obchodzą, inni wręcz się nimi brzydzą, jednak znakomita część ludzkości obchodzi Boże Narodzenie. A co to właściwie znaczy? Co ludzie obchodzą? Czemu nagle przeliczają pieniądze? Co ich prowadzi do marketu? Co takiego prowadzi człowieka do marketu? Co tam jest takiego co jest niezbędne do obchodzenia Świąt?
Atmosfera Świąt.... hm, czy jest coś za czym tęsknię? Czy jest coś do czego dążę? Czy jest coś, co w sposób szczególny mnie dotyka?

Ja nie jestem ani pierwsza, ani ostatnia i nie mam na celu pisania rzeczy odkrywczych. Ja jedynie pytam, samą siebie pytam - czy my naprawdę jesteśmy szczęśliwi bo wspominamy narodziny Boga? Czy my naprawdę cieszymy się, że przyszedł na świat Bóg-człowiek, który objawił prawo miłości jako główne i niepodważalne? Czy ....?

Tak często teraz słychać o miłości, można na jej temat przeczytać litanie esemesowe, oglądać tysiące filmów, czytać niezliczone wiersze, słuchać od specjalistów do spraw motywacji.... Wszędzie mowa o miłości. Karykaturalna mowa o miłości....

Nie myślę teraz o dzieciach bo one czy tego chcę czy nie, wychowują się właśnie tu i teraz. Z tym walczyć nie będę. Myślę o sobie i wsłuchuję się w bicie własnej planety, w rytm mojego oddechu i z wolna zwalniam, powracam do źródeł, a tam nie znajduję niczego co widzę wokół. Tu jest jakoś spokojnie. Tu jest codzienność wypełniona służbą małym dzieciom. Tu codzienność skoncentrowana jest na małych dzieciach... Czy one będą jadły przy wigilijnym stole czy nie i ile dadzą radę zjeść. Tu trudno o wyciszenie bo trzeba mieć głowę pełną pomysłów. Nie tylko po to, żeby dzieci się dobrze rozwijały, ale i po to bym ja nie zwariowała. Tu są porządki, które wymiatają miniony rok i robią przestrzeń nowemu okresowi życia. Tu jest samodzielna inicjatywa, osobiste przeżywanie, bez niezliczonych bibelotów, kolejek i planów dwunastodaniowych. Tu jest spokój. Tu jest cisza. Tu jest codzienność. Tu jest osobista i osobliwa prawda.

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!

17 gru 2014

Jakie intencje taka rzeczywistość?

A tak mi się zachciało napisać bez wymyślania.
O co chodzi z walką o prawa? Czemu mamy o nie walczyć? Czy my nie mamy prawa do istnienia?
Albo lepsze.... równouprawnienie, feminizm, religie, prezenty? I ten biedny Mikołaj wyświechtany na wszystkie możliwe sposoby... Szkoda chłopa, dobry był to mu dziś żyć nie dają.. I tak sobie myślę, że ten ludzki świat jest jakąś machiną z zatartymi łańcuchami i skrzypi i skrzeczy, rdzewieje i podupada coraz niżej i bardziej, choć niezbyt pokornie....
Nie wiem czy fajnie jest być kimś/czymś innym bo nie mam w pamięci takiego doświadczenia, ale jak patrzę na te wszystkie brednie, które wokół się dzieją i na ten paradoks samobójczego wyzwolenia to sobie myślę.... oj, kiepsko z nami Panie, kiepsko. Trza by coś wysadzić i budować od nowa bo z tego to już nic dobrego się nie urodzi.
I przychodzi ta druga fala myśli i szczęśliwie bycie sobą tak strasznie nie parzy i nie dusi i jakoś można nawet siebie wyrazić albo i milczeć bo po co od razu cokolwiek wyrażać. I jakoś można spokojnie, bez niezbędnych porządków, kolejek w sklepach i dziwnego spojrzenia wyznawców innych nurtów, bo oni zawsze patrzą z góry:) Albo prawie zawsze:) A nawet gdy nie patrzą z góry to ich akceptacja inności jest wsparta takim lekkim grymasem na twarzy, który można rzecz jasna różnie interpretować:)
Głupi ten ludzki ród. Życzy się dobrze chrześcijanom to się podpada muzułmanom, życzy się dobrze muzułmanom to się podpada Zachodowi, życzy się dobrze Żydom to się podpada wszystkim, a jak się życzy głupkowato komuś kto jak wyprodukowana przez system zabawka robi to do czego jest przeznaczona to właściwie jest ok, to się nawet zbytnio nie podpada:):)
Nie, przesadzam trochę, ale czasem przesada jak w oczy kole to i człowiek zaczyna spoglądać dalej i widzieć to co prawdziwe. I słowo daję będąc wśród ludzi czasem czuję się komfortowo będąc sobą, a czasem nie. I jaki z tego wniosek????

Jakie życie, taka śmierć....

A mnie się marzą anieli i wolność od nurtów i wyznań i przemądrzałości ludzkości bo marność nad marnościami i zębów zgrzytanie.

16 gru 2014

Zbliżają się święta....

Zbliżają się Święta. Boże Narodzenie jak zawsze zbliża mnie do tajemnicy. Tajemnicy sensu istnienia.
Zbliżają się święta. boże narodzenie jak zawsze zbliża mnie do magii prezentów. Magii, która na celu ma umocnić ekonomię.

Wczoraj przeszłam się z dziewczynkami przez centrum miasta, tak stoją dwie 'szopki' - jedna jest grotą św. Mikołaja, druga ubogą stajenką. Mikołaj zgromadził kilkoro dzieci, szopka dwoje dorosłych i jedno dziecko. Patrzyłam na obydwie szopki przez jakiś czas i obserwowałam ową 'magię świąt' i było mi smutno....
Wiem, co złego w prezentach i w św. Mikołaju? Nic specjalnego. Tylko czy sens Świąt Bożego Narodzenia nie został zepchnięty na koniec świata? Czy Święta są właśnie tym? Staruszkiem w czerwonym kubraku i z białą brodą? Gdzie się podziała zaduma? Gdzie się podziało wyciszenie? Gdzie podziała się indywidualność?

Im bardziej człowiek się nie zastanawia, tym bardziej jest omotany.
Marność nad marnościami, wszystko marność...

7 gru 2014

Pogubiłam się.

Tak sobie myślę, dokąd i skąd? Czy to siła, odwaga, słabość czy wewnętrzna potrzeba? Czy naprawdę TEGO nam potrzeba? Czy naprawdę TACY jesteśmy? Skąd te wszystkie normy i prawa I gloryfikowanie tych, którym się udało? Co się udało?
O tej iluzji słyszałam dawno, ale nie czułam, nie rozumiałam. Niedawno wróciła. Dziś wraca regularnie. Kim jestem? Na ile jestem własną iluzją, na ile iluzją o sobie? Na ile uwolniłam się od myśli obcych ludzi na mój temat? Jak bardzo zależna jestem od społeczności, której nawet tak do końca nie uznaję, nie szanuję i z którą zdecydowanie się nie utożsamiam? Na ile uwolniłam się od tej grupy?
Dziś zadano mi pytanie, czy lubiłam szkołę? Ależ ja nawet nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie! Jako dziecko nigdy się nad tym nie zastanawiałam bo to było poza tematami do zastanowienia. Do szkoły trzeba było chodzić, a jeśli w czymś się nie 'odnosiło sukcesów', to przecież była to wina delikwenta. Kto by więc się zastanawiał czy lubiłam chodzić do szkoły? A teraz do mnie dociera jak systemowi udało się mnie ogłupić choć miałam zaledwie 7, 9, 14 lat?!?!?!?! Jak to możliwe, żeby istotę, która w swojej naturze ma ciekawość świata i witalną energię i chęci i pragnienia i nie zna granic, by tę istotę doprowadzić do takiego dna!????

W jakim sensie człowiek jest społeczny? W sensie robienia tego co wszyscy? To czemu rajcują nas odmieńcy? Czemu odmienność nie jest normą? Odmienność w sensie SOBOŚĆ?
Pogubiłam się trochę. Tak strasznie się pogubiłam, że teraz siadam i widzę jak powietrze przelatuje mi przez palce. Jak staram się oddzielić trywializm od sensu i idzie mi to ciężko, bardzo ciężko. I myślę sobie - pułapka! Ale największym okrucieństwem tej pułapki nie jest wypłowiały mózg, nie jest to, że wszyscy wzajemnie się oszukujemy, ale to, że wierzymy, że tak właśnie musi być bo... tak jest!

Jak więc jest z tymi normami? O co chodzi z byciem społecznym? I dlaczego bycie społecznym po swojemu może być nieakceptowalne?
Jestem odpowiedzialna za życie. Co to oznacza? Czy wybieram to co jest najlepsze dla życia? Czy wybieram świadomie to co jest dobre? Czy świadomie decyduję się na robienie tego co wszyscy? A może robię to co inni zupełnie nieświadomie? A co to jest uświadomienie? Wyjście z głównego nurtu? To wcale nie jest takie trudne, ale czy to wystarczy?

Pogubiłam się. Żyję na planecie, na której panuje jakiś dziwny chaos. Ludzie wcale nie zachowują się jak zwierzęta tylko jak potwory. Nagle planeta, która przez tysiące lat funkcjonowała według własnego rytmu zaczęła być bytem, który należy dostosować...  do potrzeb ciągle żrącego, nienasyconego człowieka. Planeta jest silna, a człowiek coraz bardziej ogłuszony, głupi, durny!!!!!!! Człowiek tak dalece się zapędził, że świadomie dąży do samounicestwienia i choć niby ludzie się na to nie godzą to jednak - tak być musi bo tak jest.

I po co dekrety? Po co religie? Po co filozofie? Jeśli człowiek z bydlaka przemienia się w potwora?!

Pogubiłam się trochę ale wiem czy lubiłam chodzić do szkoły. Nie! Nie lubiłam. No może poza jednym - przyjaźniami.

Pogubiłam się, ale żyję jeszcze, jeszcze się odnajdę.

29 lis 2014

Wyzwanie

Długo na ten dzień czekałam. Moment uświadomienia sobie jak wielka jest skala wyzwania był niezwykły. Wydarzył się w chwili gdy wokół działo się wiele innych spraw. Były to sprawy ważne. Od początku wiedziałam, że idę na spotkanie z lwem i wiedziałam, że pójdę i wytrwam. Stało się. Wzięłam na siebie całą pogoń myśli, spojrzeń i ocen ze świadomością, że są małe wobec spraw prawdziwie znaczących. Uświadomiłam sobie, że to właśnie świadczyło o mojej wewnętrznej klarowności. Wiedziałam, że jest światło i wiedziałam, że jestem cieniem platonicznego więźnia.

Czasem walczę ze sobą. Walczę w chwili gdy nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Złoszczę się wówczas okrutnie i miętolę własne ego za ten stan. Niby mam pomysły, niby potrafię wybrnąć z sytuacji, a jednak są sfery, w których jestem wiecznie bezbronna. Dziś natomiast jest spokój. Nie ma walki ani obelg wewnętrznych. Jest cisza. Był zasłużony odpoczynek. Jest świeczka i czas na słowo przez siebie zapisane. Jest refleksja.

To ważny czas w moim życiu, a doświadczenia, które spotykają zarówno mnie jak i osoby w moim kręgu są niezwykle kompatybilne. Wiele spraw się klaruje. Wiele kontaktów znajduje właściwe miejsce. Wiele osób ukazuje prawdziwe twarze. I okoliczności, które nie są tłem, a bohaterem zdarzeń... One obecnie odgrywają główną rolę. Trudno więc powiedzieć, że są szeregiem przypadków czy zbiegów okoliczności. Trudno powiedzieć, że są bez znaczenia.

Zgoda, zgoda na świat daje niezwykłe uspokojenie, siłę do przetrwania, dystans.

23 lis 2014

Wracam

Chyba powracam. Mam wrażenie, że z wolna powracam.
Mam poczucie, że coraz częściej jestem ze sobą, że mam więcej tych chwil, które smakują jak najlepsze wino. Coraz częściej spoglądam na świat swoimi oczami. Czuję swoim sercem. Definiuję swoim umysłem.
Wiele lat temu bycie matką nie przychodziło mi nawet do głowy. Dziś jestem nią i uczę się siebie w tej roli. Można się zapomnieć. Można oddalić się od siebie by być blisko dzieci. Można się zapędzić. Kto wie, może nawet i ja się zapędziłam. Ale dziś widzę, że wracam do siebie choć wcale nie wracam do tego samego miejsca.
Czego się nauczyłam? Wiele. Głównie chyba tego, że nadszedł czas by podejmować świadome wybory, nie oglądać się za siebie, na innych, itd. tylko być w sobie. Bo w pewnej chwili to co myślą inni jest dosłownie NIEISTOTNE. I wówczas świadomość siebie rośnie, nie wymaga już luster, oklasków ani krytyki. Wymaga jedynie chwili siebie.

22 lis 2014

Z boku czyli gdzie

W pewnej chwili zabrakło czasu. Nie starczyło go na bycie tu i tam w tym samym czasie. Chęci bywają olbrzymie, możliwości się mnożą, a jednak wszędzie choćby się chciało, być nie można... Czy na pewno chcę?
Czy na pewno potrzebuję?
Znaleźć swój ląd, swoje zadanie. Iść w tym kierunku. Być u siebie.

Bywa, że jestem częścią całości na dystans, że w czymś partycypuje bo tam się czuję, jednak nie jestem w pełni. Bywa, że tak się dzieje bo okoliczności... Bywa, że tak się dzieje bo tak wybieram. I tak jestem sobą będąc w sobie i trochę w innych przestrzeniach. U siebie przy kubku herbaty i zwyczajnej codzienności, u innych na różne sposoby. Czasem burzę. Czasem tworzę. Czasem komentuję. Czasem milczę. Jestem tam i tu i wtedy pytam gdzie ja właściwie jestem?

A może to zupełnie naturalne? Może gdy mój świat istnieje naprawdę, w innych światach mogę być już jedynie cieniem? Może nie ma w tym niczego zaskakującego, tylko ja uległam iluzji, że można być wszędzie?

Rytuał przejścia

Kolejny krok w życiu łączy się z przemianą, z oczyszczeniem. Rotacja myśli, czynów, priorytetów, celów, ludzi. Da się wyczuć zmieniający kierunek wiru rzeki. Nagle coś co było istotne, spada na daleki plan, coś innego staje się najważniejsze. Wszystko jest czasowe, określone perspektywą teraz i potem. Kiedyś się tego bałam, odczuwałam silne emocje. Dziś wciąż są emocje, jednak jest więcej spokoju, dystansu i ciszy. Jest. Jest jakoś i to jest faktem. Ja i Ty postrzegamy to co jest zupełnie inaczej. I to jest ciekawe. Możemy się dzieli, wymieniać. Mamy czym się dzielić.
Wciąż jednak są myśli i uczucia gdzieś w środku i one przywołują sferę bezpieczeństwa. Przypominają o tym co było takie dobre i wygodne i już okiełznane. A tu zmiana.
Ludzie nie lubią zmian. Lubimy jednak to co po nich następuje.
Oczyszczenie.
Rotacja myśli, ludzi, działań i priorytetów.
To co było ważne, odchodzi na dalszy plan.
Teraz ważne jest coś innego.
Trochę pobolewa. Trochę męczy. Trochę smuci. Ale wrota są już otwarte. Czas je przekroczyć.

16 lis 2014

Nie ma

Nie ma. Czasem nie ma z kim rozmawiać. Ludzie mijają. Priorytety się zmieniają. Kolejni ludzie są na jakiś czas by znowu odejść, by przyszli następni. I z jednej strony jest smutek bo nie ma mnie już tam, albo nawet i tu już mnie nie ma, i wciąż jeszcze nie mam mnie tam dokąd podążam. Wolność myśli, przekonań, bagażu spowita dogłębnym zrozumieniem swojego świata.
Czy zawsze idę pod prąd? Chyba nie. Czy zawsze idę z prądem? Też chyba nie. Czy zawsze wiem dokąd i dlaczego idę? Czasem o tym zapominam.
Dziś zaświeciła iskra nadziei. Już tu mnie nie ma. Już kończą się moje frywolne działania. Zaczynam być tam.
Czy się zawiodłam? Właściwie to chyba nie. Ci, którzy mają być, są. Reszta nie miała większego znaczenia. Nic nie zmieniło się w mojej nacji, jedynie moje myślenie uległo zmianie - chcę mieć dzieci polskojęzyczne w granicach rozsądku. Czas chyba określić owe granice. Bo po co mieć wokół ludzi i ludzi... Lepiej mieć jednak osoby.
Macierzyństwo wnosi wiele. Dziecko zmienia perspektywę. Poznałam już kilka polskich matek, które odseparowane od Polaków poszukują ich gdy stają się matkami. Ten fakt pokazuje jak ważne są dla nas korzenie, jak ważne pytanie o to kim jesteśmy i skąd się wywodzimy. Jednak przychodzi czas gdy macierzyństwo zostaje okiełznane i czas wrócić do własnej skóry. To właśnie wtedy rozpocznie się walka o ogień.
Może to i dobrze, że nie ma z kim pogadać. Tak jak kiedyś, w ogólniaku. Może to i dobrze bo teraz mogę na nowo pomówić ze sobą.

8 lis 2014

Lustro

Dawno... Dawno to było, gdy siadałam i pisałam spontaniczne słowa. Od tamtej pory różne wydarzenia miały miejsce, przeróżni ludzie na drodze, historie, których sama bym nie wymyśliła. A podobno taka kreatywna bestia ze mnie;)

Dziś usiadłam i sobie napiszę. Takie słowa właśnie, które nie patrzą na językoznawców, znawców i innych takich, tylko słowa, które zwyczajnie płyną.
Jestem tu sama. Jestem sama z własnego wyboru. Samotność ta nie jest samotna, fizyczna, duchowa. Jest to samotność w nie samotności. Jestem na tyle na ile czuję by być, a oddalam się gdy czuję, że czas na to. Kiedyś nie miałam odwagi się oddalać. Myślałam, że tak nie wolno, że źle mnie ocenią, że zawiodę. Dziś oddalam się. Dziś rezygnuję. Dziś jestem na tyle na ile mi to odpowiada.

Mówią o prawie lustra. Pewnie istnieje. Jednak chyba nie takie płaskie, zwyczajne, ale takie przestrzenne, a nawet i czasoprzestrzenne. Czy istnieje zaś lustro duchowe, spirytualne? Zastanawia mnie w tej chwili znajomość osób. Niektóre z nich są dla mnie niewiadomymi, niektóre pięknymi przygodami. I myślę, że skoro już tak świadomie i intuicyjnie idę przed siebie to po co otworzyłam się na ludzi bez serca? Na łgarzy? Co dają takie znajomości, jaką przynoszą informację? Która sfera mnie jest tak zakłamana i brudna? Hm... nie umiem znaleźć odpowiedzi. Szczerze mówiąc nawet jej nie szukam, po prostu idę tak daleko jak czuję by iść, a jeśli serce zmienia kierunek, ja skręcam. Jednak dziś coś we mnie odnowiło ten temat. Temat osób, lustra, podobieństwa...

To dziwny czas. Bardzo dziwny. Bardzo dużo w nim ruchu. Powroty, odejścia, palone mosty, wyciągane przez mgłę ręce... Dziwny czas, nietypowy, nie pasuje do scenariusza telenoweli. Jak będzie? Jak dalej będzie?

Usiądę. Przyjżę się.

28 wrz 2014

Dobrze jest


Cisza
Toczą się rozmowy
Spokój
Widzę


Cisza
Jestem nie uczestnicząc
Chcę choć inna droga jest wyraźna i gładka
Czy potrzebuję?
Chyba nie
Już chyba nie
Już chyba to wiem
lub wiem to teraz
Żałuję?
Nie
jedynie spoglądam na to co mogłoby być

Cisza
już od dawna jest dobrze
spokojnie i wolno
Braki wiedzy nie ranią
Palone spichlerze nie karmią
Jest już dobrze
Chyba jest dobrze
Teraz jest dobrze

Zastanawia mnie

Zastanawia mnie jak wydarzenia się mijają, jak osoby się mijają, wymieniają i przemijają. Zastanawia mnie jak klarownie układa się rzeczywistość gdy stawiam kroki drobne, nieśpieszne. Zastanawia mnie to co ostatnio obserwuję - jakby czystość doskonała. Jestem tam gdzie mam być. Tam gdzie mam nie być - nie jestem.
I brak żalu, rozterek też mnie zastanawia. Zupełna przejrzystość osób i doświadczeń.
Zastanawia mnie spokój w tym pseudobałaganie.

27 sie 2014

Upijam się

Dawno tu nie pisałam. Jakby tutejszej mnie na chwilę zabrakło. Byłam kimś innym. Byłam gdzieś indziej. Ale nie tu.
Dziś doświadczam czegoś, co właściwie we mnie uderzyło. Nie, tąpnęło, delikatnie olśniło i wywróciło do góry nogami. Rzeczywistość uległa zmianie. W tej samej chwili ktoś napisał coś, ktoś inny coś powiedział, a ja wysłuchałam. I oto jestem. Jestem tu na nowo.


Zapaliłam świeczkę. Wcześniej dokonałam obrzędu oczyszczenia. Napiłam się wody. Teraz siedzę. Świeczka płonie. Zamknęłam oczy i świat brzmi zupełnie inaczej niż przy otwartych oknach. Jest dość cicho. Wolę oczy zamknięte, ale jak będę pisać? A słowa chcą się zapisywać...

Zamykam.

Dziś upijam się sobą.

Mandala

Rysowałam dziś mandalę
prostą
zwyczajną
Potem ktoś ją zmył
nie ma mandali

jest
w mojej głowie

Mantra

To jest ten moment, kiedy wszystko się zmienia.
WSZYSTKO MOGĘ. MAM DOSTĘP DO WSZYSTKIEGO CZEGO POTRZEBUJĘ.

Sama zamknę oczy i się z tym oswoję. Bo to jest nowe. Nowe dla mnie.
Wszystko mogę. Mam dostęp do wszystkiego czego mi potrzeba.

I nie jest to afirmacją. To fakt. Nie jest to stanem życzeniowym. To się już spełniło. Mogę wszystko.

Nie wiem co zrobię z taką rzeczywistością. Nie wiem jak ją w sobie ogarnę. Wiem jednak, że dziś, 27.08.2014 doświadczyłam, że mogę wszystko i że mam dostęp do wszystkiego czego potrzebuję.

To jest trochę jak mantra. Rodzaj spełnienia.

4 sie 2014

Nie-Monopol

Cieszę się ogromnie, że żyję i coraz pełniej się w życiu zapadam. Mając lat szesnaście nie myślałam, że będę tu gdzie jestem, po tak licznych doświadczeniach, które już za mną i wciąż jeszcze przede mną. Wtedy tego nie wiedziałam i cóż, chyba dobrze, że wówczas mało było we mnie determinacji i silnej woli.....
Dziś cieszę się, że dookreślając samą siebie, wkraczam do grup ludzi, którzy są moimi zwierciadłami. Cieszę się, że już nie mam poczucia odmienności i wyalienowania bo widzę, że takich jak ja jest więcej i my wszyscy nie jesteśmy nienormalni, lub inni, my jesteśmy po prostu kim jesteśmy. Cieszę się z odnalezienia i ciągłego odnajdywania własnego miejsca w sobie i na ziemi. To bowiem coraz pełniej określa mnie, uleczając mnie z wszelkich niepotrzebnych chorób duszy.
Hmm nie powiem, że mnie przeraża monopol na wiedzę, modę, itp., typowy dla społeczeństwa cywilizowanego, jednak przyznaję, że bycie w tym nurcie przez kilka lat skutecznie zabijało mnie we mnie. Ani nie było mi z tym dobrze, ani miło, ani fascynująco. Wręcz przeciwnie, wciąż czułam się jak niedopasowany do pozostałych dziwoląg.

Ostatnio dzieje się więcej. Kobiety, które poznaję są odważne, aktywne, dają wyraz swoim pragnieniom, tworzą. To są kobiety, wśród których jest mi dobrze, choć i w tych społecznościach pozostaję na uboczu. Co mnie jednak w nich zachwyca? Fakt, że jestem, będąc na uboczu właśnie taka jestem. Nie muszę być bardziej lub mniej, mogę być teraz, w tym momencie życia, w takiej formie i wymiarze, w jakim czuję, że jest dobrze. Będąc sobą, mogę być z innymi.

Dziękuję!

9 lip 2014

Monika

Dawno nie miałam chwil takich jak ta. Być sobą, czynić siebie, stawać się sobą coraz bardziej. Dawno nie było mi dane bym była Moniką. Było czy nie było - po części to ode mnie zależy:) Dawno nie było mi tak jak teraz.

A teraz...
Teraz jest świeczka i moje pisanie. Teraz są rozmowy ze znajomymi sprzed trzech milionów lat. Teraz jest książka i cisza. I wino i kąpiel i wolność. I ja jestem. Ja! Monika! Taka trochę nastoletnia, trochę rozmarzona i trochę niepoprawnie emocjonalna. Piszę spontanicznie, bez planu, ani zamysłu. Tak jak słowa się układają w wolnym szyku.
Jestem.
Ja, Monika.
Ja Monika jestem.

A teraz pójdę tam gdzie bywam dość często. Do krainy wyboru i śnienia na jawie się udam. Tak zwyczajnie, ze świeczką pójdę bo o to chodzi, by światło było. Pójdę i wrócę, gdy znowu nastania czas na bycie Moniką. Wrócę. Kiedyś.

Siedzę

Siedzę
Powracam do domu
Daleko jeszcze lecz coraz bliżej
Siedzę
To światło ośmiela
Cisza cykania i istnienia
Siedzę
Inaczej
Sama nie sama
Siedzę bo tak
Tak jest dobrze
Wrócić do siebie
I wracać co chwila

6 lip 2014

Sobą bądź, sobą!

Dwie godziny temu, gdy powstał pomysł na ten wpis miałam ochotę być trochę naburmuszoną i zniesmaczoną inteligĘtką. Jednak po przesympatycznej i niezmiernie owocnej rozmowie odczuwam potrzebę rozsiania osobistego uśmiechu dalej i dalej i dalej.....

Taaaaa, dyplomatką nie jestem, ale chyba błędem było by napisać, że nie będę. Mamą też miałam nie być. Uśmiechem szerokim zalepiam osobiste dyrdymały, ale i zwyczajnie czuję potrzebę uśmiechania się, lubię się uśmiechać i lubię jak jest miło. Że mi głowa pomimo wielu urazów  pozostała kreatywną i właściwie mnoży się w sobie i rodzi co chwilę kolejne pomysły to cóż..... cieszyć się trzeba, a nie umartwiać.
Despotką jestem. Owszem. Lubię wiedzieć co i jak i najlepiej mi jest wówczas, gdy jest..... po mojemu:):P. Lubię punktualność i dotrzymywanie słowa, a lojalność ma u mnie specjalne względy. Mam swój tok rozumowania. Wciąż choruję na chorobę zwaną 'oczywistością'. Bo jak to możliwe, że różne rzeczy są oczywiste dla różnych ludzi!????? Oczywiście, że możliwe, i chwała nam - ludziom za to! Zwyczajnie mnie czasem ponosi!

I mam taki mały problem - jak już coś, to się nie mszczę, bo nie potrafię, ale całą sobą emanuję tym co moja głowa w swoich łączach przetwarza i żebym nie wiem jak bardzo się szkoliła i napracowała - wciąż wyłazi ze mnie małe lub większe to i owo. I cóż - taki to mój byt marny....

I myślę sobie, że mam nadzieję, że za 10 lat wpadanie mi w ręce ten wpis i uśmiechnę się do siebie czytając go i powiem sobie - KOBIETO, JESTEŚ WIELKA! WRESZCIE MASZ W NOSIE CO INNI CI LUB TAMCI I WSZELKIE SYSTEMY........
Bo nawet jeśli nie jestem tak stonowana i wyciszona jakbym sobie tego życzyła to wciąż jestem tą wariatką, która ma banana na twarzy, a w głowie setki pomysłów i na dodatek niektóre z nich umie zrealizować. Nawet jeśli nie mam tych tytułów, o których kiedyś marzyłam to teraz staję się coraz bardziej tym kim chcę być i im dalej w las tym jaśniej widzę rzeczywistość i tym częściej trafiam w dziesiątkę swoją intuicją. Nawet jeśli nie jestem idealna to jestem tym kłębowiskiem istnień, które cieszą się, że żyją i mimo rosnącej liczby zmarszczek cieszą się coraz intensywniej.

Sobą bądź. Cokolwiek to oznacza.

17 cze 2014

Czytam i mi smutno

Przeleciałam dziś przez facebooka i zrobiło mi się smutno. Jakieś uwagi, przykre zdarzenia, coś co nie cieszy a zastanawia.
Spojrzałam na rzeczywistość, wczorajszą, dzisiejszą i taką od środka i widzę tam smutek. Coś nie gra choć niby gra.
Myślę sobie do siebie, tak wiecie... trochę po omacku, trochę szeptem, trochę na ślepo i mi się zdaje, że wciąż jakiś brud we mnie siedzi i wyleźć nie chce.

Mieszanina barw. Przeźroczystość wody z szarością codzienności w jednym szklanym naczyniu.

Siedzę teraz i czuję, że coś jest nie tak. A jednak świat daje mi wiele podpowiedzi. Posłucham i oczyszczę.

Szeptu oczyszczenia mi trzeba.
Ciszy nieistnienia na chwilę. Bycia po prostu, bez koloru, istoty i zmysłów.

Bycia bez bycia by wrócić do istnienia.

2 cze 2014

Wiecie o Kleksowej?

Taaaa, na pewno wiecie o Kleksie. Wymyśliłam teatr, chciało mi się Kleksa i się zrobił. A mnie z tym dobrze.

Wcale nie bywałam zbyt często w teatrach. Wcale nie znam się na sztuce teatralnej. Wcale nie wiem zbyt wiele ale wiem czego doświadczam i jaką mam w sobie potrzebę. I to jest coś co ma ogromne znaczenie bo... Bo nie zawsze tak było. Od zawsze wiedziałam, że kocham śpiewać.
Pamiętam jak w siódmej klasie śpiewałam Autobiografię i szalałam za polskim rockiem lat 80-tych. I wiem, że zawsze chciałam śpiewać.

Pamiętam też jak uwielbiałam bełkotać udając, że mówię w obcym języku. Jako dziecko! Bez kontaktu z ludźmi z innych krajów. Ja bełkotałam i świetnie się przy tym bawiłam.
A jednak... nie umiałam pokierować życiem tak, żeby spełniło się dokładnie to czego pragnęłam, co od zawsze uwielbiałam i do czego mam predyspozycje. Dlaczego? Bo co chwilę gubiłam samą siebie. Wciąż próbując odpowiedzieć na oczekiwania rodziny i społeczeństwa wokół, zamiast szukać samej siebie, szukałam metod na robienie innym dobrze, własnym kosztem, choć bez wewnętrznej zgody.

A czemu siebie nie szukałam i nie wgryzałam się we własne pragnienia? Bo z takim poczuciem ważności własnej osoby, jakie miałam przez wiele lat, nie można iść przed siebie. Trzeba siedzieć posłusznie, jak mysz pod miotłą i po prostu wegetować.

Dziś jest chyba inaczej. Nie wiem jak jest, ale kiedy wczuwam się we własne odczuwanie i proszę nie wyzywać mnie od tautologii, to czuję się wspaniale. Oglądam kleksowe zdjęcia co jakiś czas (a można je obejrzeć tu i tu) i uśmiecham się sama do siebie bo mi się to wszystko niezmiernie podoba. Nie odczuwam ani dumy, ani stresu. Ja się zwyczajnie uśmiecham i oglądam ciągle te same zdjęcia.

Tu tkwi chyba tajemnica, w owym uśmiechu, który jest bo chce być, bo się pojawia naturalnie i frywolnie i tak lekko, bez końca i bez inwazji.

Tak, o wiele lepiej jest być wolnym niż zniewolonym.


28 maj 2014

Buty

Założyłam dziś buty na obcasie. Buty, których nie mialam na nogach 4 lata. Przyjechały do mnie w paczce. Jeden ma lekko przebarwiony czubek. Obydwa muszą mieć nowe obcasy. Są cudowne. Uwielbiam je. I nogi.... Nogi kobiece zasługują na piękne buty.

4 lata temu te buty były normalnością, dziś wtopiły się w nowe życie.
4 lata doświadczeń, o których ja jedynie mam pojęcie.
4 lata podróży i poszukiwań.
4 lata określania samej siebie, poznawania siebie, weryfikowania siebie.
4 lata życia w obcym kraju, próby znalezienia własnej drogi, córki, aktywność.

4 lata temu czułam jak bardzo wkroczenie do nowego kraju daje możliwość startu od zupełnego zera, bez przeszłości, bez naleciałości, z otwartością na to co się może wydarzyć. I pamiętam jak wówczas dokonywałam decyzji, na które nigdy wcześniej bym się nie odważyła. Być, kim jestem w nowej rzeczywistości czy otworzyć się na to czego o sobie jeszcze nie wiem?

Pozostałam sobą bo całości się nie zmieni, zresztą nie ma powodu by to robić. Tak jak moje buty na obcasie, które czekały 4 lata by ponownie spotkać się z moimi stopami, czekały, lekko się przebarwiły, ale są wciąż butami, które nosiłam dawno temu. Z drugiej zaś strony cieszę się, że wszelkie zmiany jakie się we mnie dokonały, wszelkie odkrycia samej siebie w gąszczu zależności kompletnie dla mnie nowych, procentują i mnie samą wprawiają w zachwyt. Cieszę się, że wciąż się tworzę, że dopieszczam rzeźbę, którą sama jestem. Cieszę się, że udaje mi się być otwartą, udaje mi się być coraz bardziej sobą.

24 maj 2014

Być sobą

Właściwie bycie sobą to strasznie trudne zadanie. Dla mnie wręcz nie do wykonania. Zachowując własną twarz, swój sposób myślenia, swoje krzywizny i pragnienia w obliczu sieci zależności przy jednoczesnym realizowaniu siebie oraz siebie w tłumie staje się coraz trudniejsze. A wszystko przez analizowanie! Bo bez myślenia, zastanawiania się i analizowania żyje się o niebo łatwiej. Można iść przed siebie, realizować własne zadania i na nikogo się nie oglądać. Prawdopodobnie tak należy, ale co zrobić ak jedną z krzywizn jest właśnie myślenie?

Drażnią mnie ludzie fałszywi, wkurzają mnie wykorzystywacze i żebym nie wiem jak była mądra i jak bardzo rozumiała siłę dyplomacji - beznamiętna wobec powyższego być nie umiem. Moja twarz zaraz wszystko wyśpiewa. Takie to pyskate stworzenie.
Poza tym zastanawiam się czy chciałabym żeby było inaczej? Czy chciałabym umieć uśmiechać się mimo wszystko i myślę sobie, że.... nie. Mogłabym powiedzieć, że dzięki temu ludzie wiedzą z kim mają do czynienia, ale prawda jest taka, że chodzi o mnie, a nie o ludzi. To ja wiem z kim mam do czynienia patrząc w lusterko. To ja wiem co cenię, a czego nie pochwalam, to ja wiem, że będąc sobą nie jestem mutantem.

Nie trawię wykorzystywaczy i się z tym nie kryję. Oceny za taką postawę nikomu nie wystawię, ale swoje wiem i odpowiednio się ustosunkowuję. Z drugiej strony uwielbiam stwarzać możliwości. Uwielbiam kiedy ludzie mogą siebie wspierać i wzajemnie czerpać z tego korzyści. Uwielbiam kontaktować ludzi i polecać tych, którzy są warci polecenia. Bardzo mnie cieszy jeśli ktoś, kto w moich oczach na to zasługuje - zbiera owocne plony swoich poczynań. I takim zawsze winszuję i gratuluję i cieszę się z nimi i promować będę bez końca!

15 maj 2014

Oswajanie sytuacji

Pamiętam pierwsze miesiące pobytu w Anglii. Czułam wówczas jak bardzo wszystko mogę inaczej, po nowemu, lub po staremu, mieszcząc się w schematach. Dziś mam podobnie. Znowu mogę działać po nowemu lub po staremu. Mogę stworzyć lub mogę kontynuować.
Chcę stworzyć.

22 kwi 2014

Myśli się kołaczą

W ostatnim czasie wiele myśli przebiegło przez moją głowę. Żałowałam troche, że nie mogłam ich od razu zapisać, zapamiętać, przenieść do wiecznego istnienia, ale cóż..... teraz moim zadaniem jest - ŻYCIE.
Myślałam o zdrowiu i chorobie. Myślałam, że chyba jeszcze nie rozumiem czym jest zdrowie. Myślałam, że wciąż je za mało błogosławię.
Myślałam, że różnorodność jest fenomenalnym lustrem, kalejdoskopem. Daje szansę określenia siebie na nowo. Wymusza trochę myślenie. Mobilizuje.
Myślałam, że język jest bardzo ważnym elementem określania własnej tożsamości, choć nie jedynym. Myślałam, co jeszcze określa tożsamość jednostki?
Myślałam, że w nerwach trudniej żyć, ale czasem to jedyny stan, na jaki mnie stać.
Myślałam, że czas medytacji i wyciszenia zapamiętałam niezwykle z okresu ciąży. Teraz powracam do chwil wyciszenia, bo oddać się ich powabowi obecnie nie chcę.
Myślałam, że określenie celu faktycznie pomaga żyć.
Myślałam, że ...... nadal myślę, że chcę żyć wiecznie.

18 lut 2014

Z całym szacunkiem dla Dzieci

Dwa lata temu narodził się cud. Małe stworzenie, które od początku pokazało, że ma charakter i tupet. Stworzenie, które będąc w centrum mojego małego świata zaczęło naprawiać moje błędne myślenie, odświeżać moje zakurzone pragnienia i mobilizować do bycia otwartą na świat i siebie. Bo dopiero tak małe dziecko ukazuje jak bardzo człowiek w swej dorosłości siebie ogranicza...
To dzięki Meriam powstały 5-minutówki i dzięki niej powstało Poczytaj mi Mamo. Poczytaj mi Tato. Ma zaledwie dwa lata, a już tyle osiągnięć!
To dzięki dzieciom, dzięki Meriam i Leili poznałam wspaniałych ludzi, którzy mieszkają w naszej okolicy, kreatywnych, otwartych, ciepłych i szczerych. To dzięki dziewczynkom zaczęłam wracać do własnych pasji i otwierać się na szalone pomysły. To one uczą mnie koncentracji na tym co mnie fascynuje i ignorancji tego co nie jest warte uwagi. To dzięki nim poznaję wciąż siebie. Dzięki nim poznaję Was.

Dwa lata temu powiedziałam - TERAZ JUŻ WSZYSTKO MOGĘ.
Dwa lata później potwierdzam te słowa!

Z okazji urodzin mojego małego cudu życzę wszystkim Rodzicom otwartości na chwilę, która jest tu i teraz, mądrości w wyborze tego co jest źródłem szczęścia i ogromu miłości, która pomaga przetrwać wszelkie przeciwności.

Monika

14 lut 2014

Bardzo ciekawe

... jak bardzo zmienia sie spojrzenie na życie pod wpływem doświadczeń i poznanych ludzi. I tylko chęć poznawania, zachwycania się i szczera decyzja o byciu otwartym pozwala zachwycić się różnorodnością. Spięte o reguł i nakazów pośladki są może i sprężyste, ale kiedyś się zmęczą i będą zwiotczałe....

.... można, można siebie odnaleźć. Trzeba wpierw uświadomić sobie potrzebę poszukiwania.

... jaka byłam będąc dzieckiem? Nie wiem. Wiem kim się staję będąc dorosłą osobą....

... można zaufać? Pewnie tak. Jeśli nauczyło się ujarzmić oczekiwania....

.... być i żyć.

... ciąg wydarzeń, który prowadzi do kulminacji. cisza z hałasem, porządek z chaosem, bierność z aktywnością.

AMEN

9 lut 2014

Oczekiwania

Coraz częściej przyłapuję się na tym, że jestem poirytowana lub zniesmaczona, albo najzwyczajniej w świecie wściekła tylko z jednego powodu. Tak, emocji może być mnóstwo, a ich źródło aż jedno. Jakie?



















Oczekiwania.











Sto lat temu, za górami i lasami, w krainie miodem płynącej miałam przyjemność poznać człowieka, z którym przegadaliśmy miliony godzin. W wyniku naszych rozmów 'nauczyłam się' by nie stawiać wobec życia oczekiwań. By wyzbyć się owej choroby i stać się wolną. No tak.... Zgadzałam się z takim podejściem i bardzo je chciałam w sobie rozwijać, jednak do dziś widzę, że to kolejny przykład rozłamu teorii i praktyki w moim życiu. I myślę sobie, co byłoby gdybym nigdy nie zaraziła się tą chorobą? Jakie byłyby moje emocje, reakcje i codzienność?
Hm..., kto wie, może byłoby łatwiej, a może nie. Może moje gdybania są jedynie odzwierciedleniem moich pragnień? Może jest w nich szczypta prawdy?



Myślę, że bez oczekiwań może być łatwiej niż z nimi. Oczekiwania względem drugiego człowieka, okoliczności, codzienności, która nie układa się po mojej myśli... Wszystko to wprowadza mnie w stan złości i frustracji, jeśli tylko dzieje się nie po mojej myśli. Koncentruję się na tym czego nie chcę, poczucie humoru zanika, poszukiwanie ofiary, na której można się wyżyć staje się natychmiastową koniecznością. A przecież można inaczej. Można zwyczajnie obserwować i przyjmować. Można cieszyć się dobrymi chwilami i aktywnie uprawiać role w swojej zagrodzie życia. Można. Można się tego prawdopodobnie nauczyć.






I nigdy nie jest za późno.

Kiedy to było?

Zastanowiła mnie dziś jedna rzecz. Określę ją w formie pytań:
Kiedy ostatnio leżałaś z zamkniętymi oczami, słuchałaś muzyki klasycznej i delektowałaś się dźwiękami, które dobiegały do Twoich uszu?
Kiedy wzięłaś relaksującą kąpiel w atmosferze, którą stworzyłaś zgodnie z osobistymi potrzebami?
Kiedy zatańczyłaś nago, delektując się muzyką i własnym ciałem?
Kiedy poświęciłaś czas sobie samej?
Kiedy byłaś prawdziwa?

Zaproponowałam dziś grupie małych dzieci by położyły się na podłodze, zamknęły oczy i wsłuchały w muzykę Chopina. Była to krótka chwila. Potem, mając wciąż zamknięte oczy miały malować obrazy rekami i nogami. Wciąż leżąc i słuchając. Dzieci były otwarte na wykonanie tego ćwiczenia. Nie potrafiły utrzymać zamkniętych oczu, bo ciekawiło je co się działo wokół, jednak poddały się zadaniu.
Dorośli, którzy asystowali, spoglądali na siebie.
Nie pytałam czemu. Nie wiem co czuli i o czym myśleli. Wiem, że nie udało im się poddać czarowi chwili....

Było pięknie. Muzyka, która płynęła z głośników odbijała się od ścian tworząc bardzo przestrzenne wyobrażenia (w mojej głowie). Żal mi było, że akurat wtedy prowadziłam zajęcia bo sama z chęcią, zamknęłabym oczy i słuchała... Taka chwila zasłuchania, wyciszenia, przeniesienia się do krainy dźwięków. Piękna kraina.... A jednak nie każdy miał naturalną swobodę by zagłębić się w tej tajemnicy.

I myślę sobie, czy na pewno nie ma na takie chwile czasu? Czy może ten czas upływa na karmieniu niedopieszczonych doznań po to by utwierdzić nas w przekonaniu, że życie jest trudnym doświadczeniem? Po to byśmy uwierzyli, że nie mamy czasu dla siebie...

Mamy. Myślę, że mamy go wystarczająco dużo. Myślę, że ja mam go wystarczająco dużo. Mam przecież dzień i noc, jasność i ciemność, aktywność i bierność. Mam wszystko by delektować się byciem.

Pójdę już. Chcę poświęcić czas swoim marzeniom:)

1 lut 2014

Tak sobie myślę

Za kilkadziesiąt godzin osiągnę po raz kolejny 'wiek dojrzały'. I myślę sobie, jakaż jestem szczęśliwa, że liczby tak bardzo mi są obojętne. Patrzę na tę liczbę i jej nie rozumiem. Nie wiem co ona oznacza, co się za nią kryje. Jak powinnam się zachowywać, czego powinnam unikać lub nad czym pracować. Patrzę na ten znak liczbowy i nijak mi nie zależy na nim, na jego wartości, ani jakości. On po prostu jest. Tak jak ktoś kiedyś wymyślił koło, tak też ktoś kiedyś wymyślił liczbę....

Jest jednak coś co miga mi w głowie coraz częściej - jak bardzo jakość życia zmienić się może pod wpływem śmierci? Teraz, gdy moja rzeczywistość zupełnie nie wskazuje, że mi do niej blisko, i za jakiś czas, gdy spotkanie z nią będzie nieuchronne?
Śmierć zmienia życie.
Czy oby na pewno?
Jak wiele lęków, jak wiele smutków, jak wiele wstydu może zostać zwolnionych z etatów i godzin nadliczbowych w obliczu śmierci??? Jak bardzo może to uwolnić człowieka w jego powrotnej podróży do szczęścia?


Gdyby tak nie patrzeć horyzontalnie, na ludzi, którzy kroczą obok, ale wertykalnie, na siebie w perspektywie wielobarwnego nieba.... Czy obecna JA ma odwagę stać się szczęśliwszą???


Tego Tobie i sobie życzę.
Monika

I że Ty masz na to czas....:)

Szczęśliwie słyszę takie słowa od osób, które mi szczerze dobrze życzą:)
Szczęśliwie mogę się otaczać osobami, które mi szczerze dobrze życzą. I ze wzajemnością!
Cieszy mnie to, bo mam poczucie swoistej dojrzałości, tego rodzaju samouświadomienia, z którego jasno wynika gdzie widzę biel i czerń, a gdzie kolory tęczy. I nie jestem w tej świadomości odosobniona.

Nie, to nie jest tak, że mam mnóstwo czasu na prowadzenie bloga, na zabawę z dziećmi, bycie mamą, itp. Jeśli spojrzeć na daty moich wpisów, oczywistym się stanie, że blog ten jest zamrożony. Czy mam go na siłę ocieplać? Byłoby to sztuczne, czyli nie moje.

Wybieram ciszę tam gdzie czuję ciszę. Wybieram aktywność tam gdzie czuję aktywność.
Teraz na blogu jest cisza.
Kobieta żyje. Kobieta żyje swoim życiem, swoimi troskami, wyzwaniami. Kobieta uczy się tego co nowe. Kobieta uczy się siebie w nowych sytuacjach i relacjach. I cóż, czasem sama łapie się za głowę jak bardzo jest w błędzie...





Pamiętam czas gdy każdego poranka między wypuszczeniem Flemme'a na dwór, a wzięciem prysznica pisałam na blogu. Stół stoi przy oknie. Mieszkanie na drugim piętrze. Wokół brak wysokich budynków. Zima, lato, długi czy krótki dzień - pisałam. Nie lubię gdy rano mi się wchodzi w drogę. Mam swoje rytuały i lubię je z dbałością pielęgnować. I właśnie kilka lat temu miałam ów rytuał porannego pisania. Miałam mnóstwo przemyśleń, którymi chciałam się dzielić i zwykle trafiałam w potrzeby kilku osób. Wtedy też moja korespondencja była mocno ożywiona bo ludzie mieli swoje odczucia, którymi się ze mną dzielili, po odczytaniu tekstów.

Teraz żyję i wiele z tego życia ma pozostać za kurtyną prywatności. Wiele myśli kołaczących się w mojej głowie nie łaknie już komentarzy. Czy to oznacza, że przestanę pisać? Nie wiem. Może tak. Jeśli tak się stanie to będzie to kolejnym krokiem w życiu Kobiety.

Ostatnie lata nauczyły mnie jednej niezwykle ważnej rzeczy - aby działać. Aby działać w zgodzie ze sobą. Bez znaczenia czy mamy wystarczające umiejętności (któż bowiem jest władny by je oceniać?  bezimienne konwencje???), czy mamy takie środki jakie nam się marzą. Ważne by działać tu i teraz w zgodzie ze sobą.
Jeśli działaniem jest milczenie - milczeć.
Jeśli działaniem jest praca - pracować.
Jeśli działaniem jest taniec - tańczyć.
Jeśli działaniem jest pisanie - pisać.
Działać zgodnie ze sobą oznacza, że najpierw trzeba poznać trochę siebie by mieć świadomość własnych pragnień i potrzeb. Potem dokonać wyboru czy są one zgodne z nami czy też nie.



Człowiek stał się więźniem posiadania. Kobieta i mężczyzna. To smutne bo przez to zatracamy świadomość i doświadczenie istnienia....






Weź głęboki oddech. Weź tyle oddechów ile Ci potrzeba, potem zamknij oczy i całą sobą pomyśl o SOBIE.

16 sty 2014

Czas jest na wszystko.

Na wszystko jest czas.
Wiele lat żyłam tak jakby te słowa były nieprawdą. A ja po prostu nie wiedziałam, że mogą być prawdziwe.
Żyłam w pośpiechu. Wszystko chciałam mieć 'już' i wszystkim chciałam być 'już'. Wiele się w tej gonitwie nauczyłam więc pewnie była to dobra szkoła, jednak nie nauczyłam się wówczas określać priorytetów i koncentrować się na ich realizacji.
Brakowało mi wtedy jeszcze jednego - cierpliwości...
A cierpliwość jest niewątpliwą potęgą.

Dziś wszystko wygląda trochę inaczej. Być może dlatego właśnie ze spokojem piszę, że jest czas na wszystko. Mam na myśli - wszystko to, co ma się nam rzeczywiście przydarzyć. Wcale nie jest tak, że życie określone jest rokiem urodzenia, płcią i sztucznie określonymi predyspozycjami. Życie jest znacznie bogatszą perspektywą. Życie jest poniekąd wyborem, podobnie jak wegetacja - ona także jest wyborem. Życie kojarzy mi się z istnieniem na własnych warunkach, wegetacja zaś, na cudzych.

Myślę, że zarówno czas bierności jak i pobudzenia są ważne. Bo czas odpoczynku jest tak samo ważny jak czas pracy. A spokój wewnętrzny i jasność umysłu są na wage złota.

Wolne myśli..., wiem o tym. Ale pomyślałam, że zbiorę je w taki właśnie sposób bo nie zależy mi teraz by uzewnętrzniać się, a jedynie podzielić się przemyśleniami, które dla mnie mają wartość.

Może komuś te słowa właśnie teraz są bardzo potrzebne.

Pozdrawiam.

1 sty 2014

Uwielbiam słuchać jak pada deszcz. Uwielbiam przyglądać się kroplom płynącym na szybie. Każda w swoją stronę. Każda w swoim tempie. Uwielbiam spokój, ciszę i dźwięk.
Zima. Nowy rok się rozpoczął, stary odszedł w niepamięć. Jakże owa symbolika porządkuje ludzkie życie. Lubimy rytuały, czujemy się w nich bezpiecznie. A zima zamiast śniegu znowu przyniosła deszcz...

Jest cicho. Zegar cyka niemal tak samo jak w domu mojej nieżyjącej babci. Dziewczynki śpią. Wymęczone po wspaniałym, noworocznym dniu. A ja siedzę i zaczyna do mnie docierać, że bez snucia noworocznych postanowień przeżyję bardzo ważny rok. Wydarzenia, które mają mieć miejsce prawdopodobnie niezwykle mnie umocnią, pokażą, że życie samo w sobie jest niezwykłą przygodą. A przygoda polega na przeżyciu historii nie zaplanowanych.

Niech więc się stanie, co ma się stać!

Dobrego Roku 2014!