28 kwi 2013

Sztuka, psychologia, terapia

Bycie mama maluszka daje mi niezwykla szanse na przemyslenie kwestii, o ktorych myslec nie mam czasu w codziennosci ogarnietej obowiazkami, powinnosciami i wyzwaniami. Leila mnie niezwykle spowalnia, nasacza kazda chwile niewyslowionym aromatem i uczy na nowo, ze tu i teraz jest fantastycznym i niepowtarzalnym momentem w zyciu.
Wiesz na pewno, ze uwielbiam muzyke, fascynuje mnie cisza jako dzwiek i dzwieki same w sobie. Jestem przekonana, ze wiesz, iz postrzeganie swiata z perspektywy psychologii i sztuki jest dla mnie naturalne wiec wciaz to popelniam. Odnalazlam cos w czym moj swiat sie spelnia, jest to terapia przez sztuke. Nie chce jednak pisac o technikach czy definicji, a o tym co mnie wlasciwie fascynuje... Ano fascynuje mnie doswiadczenie. Fascynuje mnie latwosc z jaka moge zmierzyc sie z osobistym wyzwaniem. Bez naginania siebie, a z odpowiedzialnoscia i gotowoscia. Sama moge odkrywac siebie w stopniu na jaki jestem gotowa. Inna rzecza jest fakt pozytywnych emocji, ktore towarzysza samopoznaniu. Z mojej wiedzy i doswiadczenia wynika, ze klasyczna terapia podraznia emocje, pobudza je i ma na celu staniecie ze soba twarza w twarz jednak sa tam jedynie negatywne emocje, placz i trud. Nawet tworzac nowe schematy czy uswiadamiajac sobie istniejace juz systemy, w jakich sie poruszamy - jest tam jedynie trud i lekkie rozgoryczenie. Trud... No wlasnie, o co chodzi z owym trudem? Ja w swoim zyciu doswiadczylam wiele trudnosci i mam wbite do glowy, ze cokolwiek sie osiagnie, poprzedzone jest to trudem. Ba! Musi byc trud, jesli ma powstac cos wielkiego. Niegdys slyszalam porownania rodzenia nowej idei z narodzinami dziecka, jednak dzis porownanie to do mnie juz nie przemawia. Dlaczego? Bo mam wlasne doswiadczenie rodzenia. Mam takze coraz wiecej prob dokonywania czegos nowego bez ingerencji trudu i widze, ze w wielu wypadkach to dziala, dlatego powoli przestaje wierzyc, ze wszystko, czego chce dokonac musi byc oblane potem i rodzone w bolu i trudzie.
Takie tez jest moje doswiadczenie terapii przez sztuke - doswiadczenie, w ktorym spotykam sie sama ze soba, wasnymi emocjami i uczuciami, i niezwykla radosc, zadowolenie i poczucie szczescia. Endorfiny, ktory sie uwalniaja w czasie realizacji roznych cwiczen powoduja, ze dana chwila jest zwyciestwem i pozytywnym doznaniem, a co wiecej, jesli dam sobie szanse aby ja potworzyc - rozbudowuje system neuronow we wlasnym mozgu, co laczy sie z nowym sposobem postrzegania samej siebie i wlasnej rzeczywistosci. Wowczas czesto okazuje sie, ze swiat jest o wiele barwniejszy i latwiejszy w obsludze niz mnie sie wydawalo.
To mnie zachwyca - piekno chwili i trwalosc efektow, a nade wszystko - usmiech i rozradowanie.

18 kwi 2013

cialo

Potajmnie nadchodzi mysl
zalewa mozg
serce
krwiobieg
pluca
cale cialo
zniewala potem i paralizuje
Zaistnialo cos

Kolejne mysli naplywaja
jak plaga szczurow
zalewaja
bezlad ciala
smierc

lekka jak jedwab
cicha
niewidoczna
dusza spoglada na cialo
patrzy
milczy
kocha

zycie wrocilo

Zmeczenie

Jestem zmeczona.
Czuje sie zaniedbana, niewyspana i zmeczona. Moje mysli sa zmeczone i moje uczucia takze. Moje jestestwo jest zmeczone.
Marzy mi sie kapiel. Dluga, spokojna kapiel z cisza, muzyka i swiecami. Marzy mi sie dlugi dzien samotnosci. Marzy mi sie dzien, w trakcie ktorego nie musze zmyc ani jednej lyzeczki, kubka, talerzyka, moge zostawic wszystko tak jak lezy i nie martwic sie tym ani przez sekunde.
Zmeczenie to ten stan, ktory chyba zna kazdy. Jeden dlatego, ze duzo pracuje, inny dlatego, ze ma powazne problemy, jeszcze inny stado dzieci, a jeszcze ktos gdzies bo jest kompletnym pechowcem i wszystko ma zawsze pod gorke. Jakiekolwiek powody zmeczenia mamy - ow stan znajomy jest chyba kazdej doroslej osobie.
Ja czuje sie zmeczona tu i teraz. Dzieki temu trudniej mi o cierpliwosc i kreatywnosc, zdecydowanie trudniej w caloksztalcie zycia.
Nie chce mi sie pisac psychologicznych fanaberii na temat zmeczenia. Jedynie tyle, ze tego stanu obecnie doswiadczam, ze jest mi on znany i tyle.

I wszystko co jest ma sens.
W to wierze.

15 kwi 2013

Decyzja

Pamietam, ze wiele lat temu rozmawialam z pewnym bardzo przychylnym mi czlowiekiem i powiedzialam, ze czasem kompletnie nie wiem co robic. Odkrywcza byla dla mnie odpowiedz tej osoby, znacznie starszej ode mnie i zyciowo bardziej doswiadczonej, mianowicie: bo czasem nie wiemy co zrobic, ale decyzje podjac trzeba. I to bylo dla mnie oszalamiajace. Na tyle trudne do zaakceptowania, ze przypuszczam iz przez wiele lat nie bylam gotowa by te slowa prawdziwie skonsumowac. Rozumialam je na poziomie leksyalnym, ale nie semantycznym. Wlasciwie dzis wciaz nie wiem czy juz do mnie znaczenie owych slow dotarlo, ale na pewno wielokrotnie stanelam przed sytuacja, w ktorej nie wiedzialam co zrobic, a trzeba bylo cos przedsiewziac.
Mysle, ze czasem bywa prosciej, czyli nie wiadomo co zrobic i nie mozna wlasciwie nic zrobic, natomiast jedynym rozwiazaniem jest zwyczajnie przeczekac co paradoksalnie jest wyborem, dzialaniem, decyzja. Jesli jednak widac alternatywe, wowczas pojawia sie problem - trzeba ruszyc glowa i podjac jakies kroki.
Moze to sa wlasnie nasze codzienne wyzwania? Takie drobne szczebelki na drabinie do osiagania prawdziwej znajomosci siebie? Bo przeciez w sytuacjach krytycznych, kiedy nie ma czasu na zastanowienie, a musi byc akcja, widac czesto kim jestesmy, jak reagujemy i jakie sa nasze priorytety. Moze to jedna z mozliwosci jakie czlowiek otrzymal by stac sie coraz bardziej czlowiekiem?

Zycze Wam wytrwalosci w podejmowanych przez Was decyzjach, i spokoju w chwilach gdy naprawde nie wiecie co zrobic.

14 kwi 2013

Smierc

Jak sobie wyobrazam smierc?
Nigdy wczesniej sie nad tym nie zastanawialam, ale dzis taka mysl do mnie przyszla. Zdalam sobie sprawe z faktu, ze w ogole o smierci nie mysle, nie mysle tez o zyciu w perspektywie smierci. A dzis zaczelo to miec sens. Wiele przedmiotow mojego niezadowolenia w perspektywie smierci wyglada zupelnie nieistotnie, wrecz niewidocznie. Natomiast determinacja, ktorej mi zabraklo by isc w obranym przez siebie kierunku okazuje sie byc bezcenna bo przez jej brak nie przeszlam kilku sciezek, do ktorych mialam dostep. I natychmiast pojawialo sie zastanowienie - czemu zabraklo mi determinacji? Okazuje sie, ze w perspektywie smierci to niezwykle pomocne pytanie i znalezienie na nie odpowiedzi pomaga zerknac na moje obecne zycie, na to kim jestem, gdzie i co dalej...
W perspektywie smierci wiele problemow, trudnosci i niesnasek nagle kompletnie traci sens. Co go zyskuje? Zdobyte doswiadczenia, historie z zycia wziete, te historie, ktore po latach staja sie znakomitymi wspomnieniami jak stare fotografie.
Jak sobie wyobrazam smierc? Chyba tak samo jak porod.
Najpierw oczekiwanie i lek przed niewiadoma. Szukanie metod na usmierzenie bolu, najlepiej kompletne jego zniwelowanie. A potem, gdy czas sie zblizy spokoj i powolne przygotowanie, az wreszcie niecierpliwe oczekiwanie. Dokladnie tak sobie wyobrazam smierc. A zycie? A zycie wyobrazam sobie jak ciaze, czas przemian, ewolucji, roztargnienia i glebi. Czas, w trakcie ktorego mozna poznac siebie znacznie bardziej niz w bezcelowym okreslaniu celi - tak popularnym wspolczesnie. Czas, w ktorym swiadomosc rodzacego sie zycia zmienia zupelnie perspektywe, z jakiej dotychczas na to zycie bylo mozna spogladac. Tak tez jest z zyciem w perspektywie smierci - zupelnie zmienia ono dla mnie swoj koloryt, smak i znaczenie.

8 kwi 2013

Czas i doswiadczenie (cos o ciazy i porodzie)

Witaj,
pisze po dlugiej przerwie. Ostatnio te przerwy dosc czesto sie zdarzaja, ale nie zal mi. W trakcie mojego milczenia zawsze dzieje sie cos wartego przezycia, doglebnego spotkania, refleksji. Mimo, ze moje obecne zycie jest niezwykle powolne, mozna by rzec - monotonne, to jednak mnie sie czesto zdaje, ze za szybko przezywam to co mnie spotyka. Miewam wrazenie, ze gubie chwile, odczucia i mysli, ktore moglyby wniesc ogromnie duzo do mojego prawdziwego zycia.

Jak pewnie wiesz, ponad dwa tygodnie temu urodzilam coreczke. Piekna, silna i sliczna Leile.To moja druga corka, co oznacza, ze sa na swiecie juz dwie osoby, dla ktorych jestem mama. Bycie mama to niesamowite zadanie, bynajmniej dla mnie. Doswiadczenie to pozwala spokojnie zajrzec w zakamarki przeszlosci, poczuc to czego pragnelam ale nie moglam, spelnic to co bylo niegdys moim marzeniem, a teraz moze byc zadaniem do wykonania. Bycie mama to dla mnie niezwykla podroz i terapia jednoczesnie.

Chce sie z Toba podzielic kilkoma myslami dotyczacymi mojego doswiadczenia ciazy i porodu bo mam wrazenie, ze uprawnia mnie ono do publicznego wypowiedzenia sie w tej kwestii.
Dwa lata temu zaszlam w ciaze po raz pierwszy. Niesamowity fakt, ktory kompletnie zdominowal moje zycie! Byla to podroza przez wszelkie leki, obawy jak i pragnienia i moc. To byl czas niezwykle swiadomego wyboru i refleksji. Swiadomy wybor dotyczyl tego co sluchalam, ogladalam, mowilam, ludzi z ktorymi sie spotykalam lub nie, a nade wszystko moje wybory dotyczyly moich mysli i gleboko zakorzenionych wierzen. To byla podroz niezwykla bo swiadoma i spokojna. Bylo mi dane nie pracowac w tym czasie, ale poswiecic sie wlasnie owemu doswiadczeniu jakim jest tworzenie swiata...
Tak, bo dla mnie budzenie sie zycia w ciele kobiety jest tworzeniem kolejnego swiata. I mimo iz swiat ow jest tak ograniczony i na swoj sposob kontrolowany to wciaz jest on absolutnie swobodnym bytem, samodzielnym, autonomicznym i tajemniczym.
Na kilka tygodni przed porodem moje cialo coraz bardziej mobilizowalo mnie do popelniania takich lub innych gestow i cwiczen. Sama nie wpadlabym na wiele czynnosci, ktore robilam, a dzialo sie to tylko dlatego, ze sluchalam siebie. Sluchalam wlasnego ciala.
Takie samo zasluchanie dotyczylo mojej psychiki i ducha. Jest to taka przestrzen, w ktorej swiat, ktory dokladnie znam wyglada niejednokrotnie zupelnie inaczej. Tu moj swiatopoglad czesto ulega przemianie, dochodza do mnie mysli, ktorych nie slysze w codziennej bieganinie. Tu, wydaje mi sie, swiat jest lepszy, a ja wraz z nim. To ta sfera prowadzi do interpretacji wszystkiego co mnie dotyka. To tu wlasnie ucze sie kim jestem, a kim sie staje poprzez proces socjalizacji w takiej, a nie innej kulturze, cywilizacji i systemie. O systemie pisalam dosc duzo bo jest to dla mnie niezwykle destruktywny byt i wciaz szukam wlasnej metody na wydostanie sie z niego.
Wracajac do porodu, ostatnie tygodnie byly dla mnie meczace fizycznie i odkrywcze duchowo i psychicznie. Przygotowanie do bolu przed jakim stalam i na jaki nie bylam gotowa bo mial mnie spotkac pierwszy raz w zyciu bylo niezwykle waznym zadaniem. Jak sie przygotowac do niewiadomego? Otoz mozna. Wtedy wlasnie mialam szanse pokonac wszelki bol i dyskomfort z jakimi sie borykalo moje cialo w sposob psychiczny bez zazywania jakichkolwiek srodkow farmakologicznych. To byl wspanialy czas by powrocic do niewiarygodnej sztuki oddechu. W tym okresie odkrywalam na nowo pisanie, rysowanie, malowanie, taniec, czyli robienie wszelkich czynnosci 'bez sensu' po to by lepiej przygotowac sie do nieokreslonego bolu.
Wszystko to ma zwiazek z moja miloscia ku wszelkim technikom laczacym artyzm z psychologia bo one dostarczaja prawdziwego doswiadczenia. One pozwalaja przezyc na nowo lub a priori cos co jest wazne w naszej historii zycia. Tak wlasnie bylo ze mna. Wspomniane cwiczenia pomagaly mi spotkac sie ze soba, zatrzymac czas na sobie, dowiedziec sie o sobie wiecej w sposob posredni, bezbolesny i uleczajacy.
Kiedy akcja porodowa rozpoczela sie, we mnie bylo glowne uczucie - radosc ze spotkania z moja coreczka Meriam. Nie wiedzialam jak to bedzie wygladac, wiedzialam, ze na koncu calego wydarzenia jakim jest porod nastapi cudowne spotkanie.
Tak tez sie stalo.

Chce teraz pomieszac watki i wlaczyc do mojej opowiesci historie Leili. Ciaza niemal zapomniana albowiem Meriam pochlaniala moja uwage bez reszty. Czeste klopoty z jej zdrowiem z jednej strony, z drugiej zas chec uchwycenia tych niepowtarzalnych momentow, ktore w jej rozwoju sa krokami siedmiomilowymi sprawialo, ze niemal zapominalam o kolejnym zyciu, jakie tworzylo sie we mnie. Dzis, dwa i pol tygodnia po porodzie mysle, ze to byla nieprawda. Mysle, ze przezycie drugiej ciazy nie bylo zapomnieniem, lecz swoista determinacja i spotkaniem z tym co bardziej znajome. Kazdego popoludnia gdy usypialam Meriam towarzyszylam jednoczesnie Leili oddechem, odpowiednia pozycja ciala i moimi myslami i wizualizacjami. Zawsze gdy bylo mi dane wziac relaksujaca kapiel i poswiecic swoj czas tylko jej - robilam tak. Natomiast najwazniejsze jest chyba to, ze caly dom rozpoczal przygotowania do spotkania kolejnej Istoty niezwykle wczesnie, na samym poczatku drugiej ciazy.
Dzis, z perspektywy czasu ciesze sie, ze zdecydowalam sie na owe przygotowania. Dzieki nim wiele niepotrzebnych nerwow i frustracji zostalo zwyczajnie wyeliminowanych z zycia w naszej skromnej rodzinie. Recepta bylo zwyczajne przyznanie sie do tego, ze jest nam ciezko i potrzebujemy pomocy. Siegniecie po pomoc bylo cudownie obranym kieruniem.

Moja sfera duchowa i psychiczna nie byly tym razem karmione tak sowicie jak w przypadku pierwszej ciazy. Kolokwialnie mozna powiedziec, ze nie bylo na to czasu. Jest jednak jeszcze jedno wyjasnienie - rzeczy, ktorych sie o sobie dowiedzialam, nauczylam i doswiadczylam w trakcie pierwszej ciazy ostaly sie we mnie na tyle gleboko, ze byly wciaz aktualne w trakcie drugiej ciazy. Bo to czego sie dowiedzialam przezywajac swoj stan blogoslawiony szczerze i doglebnie - bylo jak sianie na zyznej glebie.
Na chwile przed porodem moje cialo ponownie zaczelo informowac mnie o nadchodzacym spotkaniu. Dzialo sie to zupelnie inaczej niz poprzednio, ale ja i tak wiedzialam, ze godzina 0 nadchodzi. Nie wiem skad wiedzialam - wiem, ze wiedzialam.
Jesli Ci powiem, ze dokladnie ostatniego dnia przed porodem przygotowalam liste rzeczy, ktore w domu zawsze MUSZA byc, szczegolnie ze wzgledu na Marysie i ze tego wieczoru poprosilam zaprzyjazniona osobe by spala w pokoju z Meriam, pewnie nie uwierzysz, ale stalo sie dokladnie tak. Wieczorem cos jeszcze mialo miejsce, cos nieslychanego. Gdy Marysia szla spac i miala spac w innym pokoju niz ja, ja mialam poczucie rozlaki, takiej rozlaki, kiedy ktos bliski wyjezdza na dlugo i jest to lamiaca serce chwila pozegnania. Podobnego stanu doswiadczyl tata Meriam, a i zaprzyjazniona nam osoba miala dziwaczne odczucia. Marysia natomiast dziwnie plakala. Ow placz nie wskazywal na bol, byl niejako bezpodstawny. W porodzie Leili wzial udzial caly dom, wszyscy czekalismy na przyjscie na swiat tej pieknej tajemnicy stworzenia.

Chce tym tekstem podziekowac Bogu i calemu Wszechswiatowi za to jak wspaniale mam cialo, jak pieknie przebrnelo ono przez obydwie akcje porodowe, jak bylo dla mnie litosciwe i jednoczesnie jak niezawodnie przypomnialo mi o wewnetrznej sile, jaka mam od zawsze. Obydwa porody byly prawdopodobnie takie jakie mozna sobie wymarzyc. Intensywne i pelne mocy. Jest tu pewna rzecz, ktora chce napisac na zakonczenie, aby slowa te byly pointa. W obydwu akcjach porodowych mialam kilka momentow absolutnej wiedzy, ze porod ten moze byc bardziej lub mniej bolesnym i traumatycznym przezyciem. W kazdej wspomnianej chwili dokonywalam swoistego wyboru - czego chce i tak sie dzialo. Moje cialo jest darem i tego nie zaprzecze. Mysle, ze mam duzo szczescia. Ale jestem absolutnie przekonana, ze kobieta w glebi siebie ma owo duchowo-psychiczne wsparcie, tak ogromne, ze mowi jej dokladnie co robic by rodzic spokojniej i pelniej.

Zycze Kazdej Kobiecie odwagi do bycia soba i wejscia w siebie. Nie tylko w czasie ciazy, ale w zwyczajnej codziennosci.

Pozdrawiam