26 wrz 2015

Po długim milczeniu bez zbędnego tytułu

Pamiętam taki czas, gdy pisałam każdego poranka. Myśli miałam dużo do przekazania, emocji zapewne jeszcze więcej, kawa w kubku na stole, ja cała mokra po porannym prysznicu, Flamme szczekający na podwórku.... Pamiętam, że wówczas dużo rozmawiałam, mało spałam, mnóstwo pisałam (nie tylko blogując), tworzyłam swój internetowy świat by wracać do rzeczywistości, która nie dawała ani spokoju ani szczęścia.
Teraz nie piszę wcale. Można sądzić, że dlatego, ponieważ mam tylko dwie ręce, a dzieci troje więc jak to wszystko ogarnąć? Jednak ja skłaniam się ku myśli, że zwyczajnie intymność mojego obecnego życia jest dla mnie tak istotna, że nie mam ochoty na odkrywanie przed światem tego co dzieje się za zasłoną prawdziwości.
Stan ów chyba się zmienia. Sama obserwuję swój stosunek do świata wówczas gdy byłam mamą po raz pierwszy i teraz, gdy pełnię tę funkcję trzeci raz. Świat jest... chyba taki sam. Ja jestem.... już kimś innym. Zakres moich zainteresowań uległ ogromnym przeobrażeniom w ciągu ostatnich trzech lat choć pozostaję wierna tym, które istniały od niepamiętnych czasów. Świadomość bezimiennej funkcji społecznej wzrosła bardzo, świadomość płynności i zamienności jednostki ludzkiej wciąż się chyba poszerza, ogromna praktyka z zakresu spotkania kultur i mentalności jest codzienną szkołą życia. Faktycznie, wówczas gdy zrezygnowałam z pracy i postanowiłam wyjechać, nie sądziłam, że moje życie potoczy się właśnie tak jak się toczy...
Ludzie wierzą w różne teorie. Ludzie zgrupowani są wokół bogów i Bogów. Ludzie wyznają różne zasady, w zależności od własnych doświadczeń i nabytej wiedzy w jakiś sposób determinują podejmowane przez siebie decyzje. Ludzie zmieniają poglądy. Ludzie twierdzą, że mają rację. Ludzie żyją wciąż na rozdrożu gdzie poddawani próbie, określają każdorazowo własną tożsamość. Jedni są ulegli i w uległości swojej widzą pełnię szczęścia i spełnienia, inni zaś sugerują że drogą do spełnienia jest wykorzystanie własnego potencjału, który według jednych jest bezgraniczny, według innych łączy się z odpowiedzialnością.
I tak się opieramy o siebie wyznając różne teorie i ciężko jest się nam spotkać.
Bo jak pogodzić przekonania pielęgnowane od dzieciństwa z rzeczywistością, która mocno tym przekonaniom przeczy? Jak uśmiechnąć się do rzeczywistości, wobec której ma się ciągłe podejrzenia? Jak wreszcie iść naprzód mając na grzbiecie coraz cięższy worek doświadczeń? Można tu zastosować jakiś minimalizm? Można pokusić się o trwanie w chwili? Teoretycznie można, w praktyce natomiast to prawdziwe wyzwanie. Nie, nie twierdzę, że niemożliwe, twierdzę jednak, że każda nowa sytuacja jest wyzwaniem i nie lubię gdy na siłę się mnie przekonuje, że wszystko jest cacy i uśmiechniętym można być zawsze, nawet w sytuacji, która wywołuje dreszcze.
Odkrywanie w sobie sieci zależności, tych z dzieciństwa, z przekonań narodowych, z inklinacji duchowych i wszelkich tego typu bytów sprawia, że maleje we mnie pewność, że ja to ja, rośnie zaś iluzoryczność świata, w którym jestem i który nota bene tworzę.

Kto wie, może każdy poród i każde urodzone dziecko wnosi do życia kobiety takie doświadczenie, które zmienia jej światopogląd nieodwracalnie? Może uczy jakim ma ona być człowiekiem, jaką ma być kobietą? Może każdy poród to lekcja, a dziecko to nauczyciel? Nauczyciel, z którym można powtarzać ten sam materiał tak długo, aż się go wreszcie opanuje w stopniu, w jakim to jest danej kobiecie potrzebne? Może te momenty oczekiwania, trwogi, bólu i życiowego chaosu są zwyczajnym przystankiem na trasie do samospełnienia?

Proces twórczy w pełni. Może nie iskrzy i nie błyszczy jak maszynowo wyprodukowany przedmiot, jednak staje się, z chwili na chwilę bardziej świadomie.