13 lis 2016

Od dziecka po Amazon

Szybko, żyjemy bardzo szybko. Żyjemy tak szybko, że brakuje nam czasu na zadawanie pytań. To jest niezwykłe jak bardzo szybko żyjemy, jak bardzo żyjemy bez znaczenia. Jak bardzo żyjemy bez istnienia.
Dzieci są pomocne, one zmuszają do odpowiadania na pytania. Dzieci zadają pytania i żądają odpowiedzi, pytają tak długo aż zostaną usatysfakcjonowane odpowiedzią. A dorosły zaczyna myśleć. Dorosły móżdży. Nie dość, że nie zna odpowiedzi to jeszcze nie wie jak powiedzieć to czego nie wie. Jaki front obrać: obrazkowy, poprawny, naturalistyczny, bezpośredni, disneyowski; opcji ma bez liku.
"Mamo, a co się dzieje z człowiekiem zanim go wezmą na cmentarz?". "Mamo, ale jak umrę to nie będę mogła nic robić!". "Mamo, chcę być zdrowa bo nie chcę umrzeć".

Wbrew pozorom nie piszę o dziecięcej inspiracji, ani o tym jak trudno z dzieckiem wchodzić w dyskusję tylko o tym, że my się naprawdę zapominamy i żyjemy wedle jakiś prawideł bez podejmowania refleksji na temat sensu robienia tego co robimy.
Oglądałam wczoraj program na temat pracy kierowców pracujących dla Amazona. Przerażający dokument. Nie dość, że praca wyczerpująca to i na wskroś niebezpieczna. Kierowcy pod presją czasu sikają do butelek bo nie mają nawet czasu na pójście do toalety, przekraczają prędkość w imię wywiązania się z zadań, które ustala maszyna. Bo maszyna wie ile kierowca potrzebuje czasu żeby przejechać z punktu A do punktu B. Moja pierwsza reakcja była oczywista - bojkot Amazona! Nie będę tam nic kupować! Potem sobie zdałam sprawę, że i tak dużo na nim nie kupuję więc lipa. Ale jest coś jeszcze - istnienie ludzkie. Człowiek, który aby żyć daje się stopniowo zabijać. W pracy ma być o 8 rano, a wychodzi z niej o 23.00, i tak każdego dnia. I co potem? Co dalej?

Dobra, to przypadek ekstremalny, ale czy nasza rzeczywistość jest naprawdę tak bardzo odmienna?

I wciąż, mimo, że tak jest zawsze i pewnie od zawsze, wciąż nie pojmuję jak to możliwe, że tak żyjemy, zakuci w kajdany zobowiązań, zależni od szefów, polityków i innych takich. Wciąż to we mnie nie gra. Być niewolnikiem i nie wiedzieć o tym...

2 paź 2016

Sumienie

Ktoś mi przypomniał pewne słowo, którego nie słyszałam tak dawno, że nawet nie wiem kiedy to było: SUMIENIE.
Sumienie zagubienie
Sumienie zatrwożenie
Sumienie ogienie
Sumienie...
Po co nam to narzędzie? Po co nam sumienie? Po co skoro to co Boskie zostaje systematycznie zabijane przez człowieka?

Tak mało wiemy, a tak pyszni i zadufani w sobie jesteśmy. Smutne to. Smutni są ludzie, a to co sobie teraz robimy będzie coraz gorsze w konsekwencjach. Ciężko nam będzie nieść brzemię zabitego sumienia.

Zmiany

To zdumiewające jak jesteśmy oporni na zmiany. Ciężko nam je przyjmować choć są nieodzowną częścią życia.
Teraz wyczuwam nadchodzące zmiany. Wyczuwam, że u mnie coś się modyfikuje. Chyba się uwalniam od jakiegoś życiowego zakłamania, nie wiem. Wiem, że wyczuwam, że coś nadchodzi.
Opowiedzieć się po czyjejś stronie w sporze to też powód do zmian. Czasem tracą o Tobie dobre mniemanie, czasem Cię zaczną wychwalać za odwagę. Bywa różnie i tego się właśnie boimy.
Jesteśmy uspołecznieni do tego stopnia, że nie wiemy kim jesteśmy, że dzieli nas ogromna przestrzeń z sednem życia. Pozwoliliśmy by oddzielono nas od nas i to właśnie dlatego tak nam ciężko przyjąć zmiany bo mimo, iż nam towarzyszą od początku naszych dni to obecnie podchodzimy do nich jak do kogoś obcego. Traktujemy je jak zbędną tkankę tłuszczową, coś co do nas nie pasuje.
... miałam napisać coś jeszcze ale już wystarczy, już nie chcę. Zmieniam koncepcję.

29 wrz 2016

xxox przyszłości ma!

Trudno stwierdzić jak moja przyszłość będzie wyglądać. Ani ze mnie planista, ani wizjoner, ale mam takie dziwne wrażenie, że im dalej w las tym więcej zakamarków do odkrycia:) A na domiar dobrego!!!! Mniej niuansów, konwenansów, a więcej 'pocałujciemniewnosciktórymsięniepodoba'. Oj! Zmachałam się aż! Spacji nacisnąć nie wolno bo to zupełnie inny efekt!!!
Tak, do 40 mi bliżej niż dalej, ale jakoś mi tak coraz lżej. Nie, nie jest idealnie lżej, ale na duszy i w umyśle lekkość coraz częściej mnie ogarnia:)
Ot, tak więc sobie myślę..., chcę żyć wiecznie:)

27 wrz 2016

Właściwie niesentymentalnie

No tak, sentymentalne teksty pisywałam większą część swojego dotychczasowego życia, a tu taka niespodziewana zmiana. Inne myślenie, inne okoliczności pisania, inne treści. Każde doświadczenie przynosi mi coraz więcej własnych opinii, tych naprawdę własnych, a nie kontrolowanych by mi się wydawało, że są moje. Odejście od świata i jego opinii daje przestrzeń na dokonywanie coraz bardziej autonomicznych wyborów. Odsunięcie się od świata zbliża do siebie.
ZA DUŻO MAM OSTATNIO NA GŁOWIE, ŻEBYM MOGŁA PISAĆ ŁADNIE, SKŁADNIE I SENTYMENTALNIE, ALE JEST JEDNA RZECZ, KTÓRA SZCZEGÓLNIE MI OBECNIE LEŻY - stosunek czasu do decyzji. Im więcej na głowie tym trudniej o realizacje wszystkiego, ale jest i szansa na zachowanie jasności umysłu. Im więcej jest do zrobienia, tym mniej spraw zasługuje na uwagę. Im więcej do przemyślenia, tym większa precyzja w podejmowanej tematyce.
Teraz tak mam. Już się nie da zrobić wszystkiego. Już nawet się nie da ponad własne siły. Już jest czas gdy trzeba odrzucać rzeczy, które są mało ważne.
Tak. Nie ma sentymentów, są decyzje i wybory.

8 sie 2016

Jedyny moment gdy człowiek ma czas.....

Wisi teraz dwukolorowa chmura nade mną. Jedna strona chmury jest początkiem tęczy i pozwala promieniom słońca się przebić i świecić z radością, druga zaś jest szara i toporna i nie chce się odczepić ode mnie za nic w świecie. Czyżby to było zupełnie normalne?
Troje małych dzieci to dla mnie doświadczenie, które uczy więcej i bardziej konsekwentnie niż niejedna szkoła. Dyplomu nie otrzymam, ale ewaluacja trwa cały czas.
Każda z tych istot ma swoje potrzeby. Mam je i ja. Stworzenie przestrzeni, w której każde z nas będzie miało szansę choć trochę zaistnieć jest niebywałym wyzwaniem. I nie piszę aktualnie dlatego, że znalazłam złoty środek jak ową przestrzeń stworzyć, ale dlatego, że takowego szukam. I właśnie obecna sytuacja, w której wybór kogo wysłuchać, kiedy i czy w ogóle, komu poświęcić czas, na jakie zajęcie i w jakich okolicznościach i tak dalej, i tak dalej przywołuje mi myśl, by podjąć próbę znalezienia chwili dla siebie i stworzenia dzieciom warunków by mogły popełniać błędy. Już teraz kiedy są małe. Z tymi błędami to też nie chodzi mi o cokolwiek, ale o to by próbowały siebie w różnych formach aktywności, szukały, poznawały zasady, doświadczały porażki i zwycięstwa i tym sposobem poznawały siebie. To jedyny moment gdy człowiek ma czas.
Tak, powyższe zdanie jest kluczowe. To w dzieciństwie błędy raczej nam uchodzą płazem. To w dzieciństwie powtarzamy, że się nam nudzi i faktycznie nie wiemy co ze sobą zrobić, a rodzice na siłę szukają nam zajęć. To w dzieciństwie podejmowane próby raczej mają miękkie konsekwencje. To słowa wypowiadane w dzieciństwie są raczej wolne od zobowiązań.
Potem świat się zmienia. I wcale nie twierdzę, że nie ma czasu na nudę, jednak od człowieka dorosłego się więcej wymaga, za słowa i czyny musi on wziąć odpowiedzialność, a gdy staje się rodzicem, zaczyna się rozdwajać i dzielić własne potrzeby na ilość potomstwa.
Kto wie, może właśnie złotym środkiem jest realizacja siebie w chwili gdy dzieci siebie mają poznawać?

28 lip 2016

Skromnie o czasie, sukcesie i wolności

Na wszystko jest czas. Szkoda, że tak wiele lat o tym nie wiedziałam. Znałam frazę, rozumiałam znaczenie, jednak brakowało mi doświadczenia.
Od jakiegoś czasu szukam metod na realizację siebie tak by proces ten był spokojny i stateczny. Unikam więc zobowiązań, którym nie podołam, planom, które mnie mogą pożreć na kolację, stosuję z coraz większym upodobaniem metodę tu i teraz. Tu i teraz czuję i wiem. Tu i teraz jestem i to jest priorytetem. Nie wiem czy owa metoda spotka się z sukcesem, ale wiem, że coś mi nie gra w ogólnoamerykańskiej psychozie sukcesu, przymusu sukcesu, wolności wyboru (sukcesu), wolności ekspresji (w celach sprzedaży) i oczywiście wolności wyboru kim się chce być. To współcześnie podstawa, bo przecież każdy imbryk może stać się kawą jeśli tylko tego zechce i konsekwentnie będzie dążyć do celu, prawda?
Na wszystko jest czas, ale teraz jest czas na bycie.

5 maj 2016

Sens

Stoję teraz z malutką i wtulam się w nią. Jest noc. Taka ciemna noc z gwiazdami. Życie się toczy, a ja sobie dumam, że to co ma sens jest w mniejszości mimo, że właśnie tego co ma sens większość z nas szuka. Trudno namówić do sensowności w życiu bo trudno namówić do wyzwania. Trudno proponować coś z sensem bo to się nie chce sprzedać, a żyć jakoś trzeba. Jakby na to nie patrzeć człowiek wpadł w tarapaty.
Jestem na etapie mocno wczesno-szkolnym i zaczynam poznawać system na nowo, spoglądać nań z innej perspektywy i myśli o nieuczciwości systemu względem jednostki cisną się same. Człowiek, mały człowiek od początku musi się wpasować, jeśli tego nie zrobi, będzie napiętnowane. To zupełnie jak w świecie dorosłych. Cóż, bo to jest wstęp do świata dorosłych. 
Człowiek wyzbyty własnego 'ja' nie poszukuje sensu. Przez lata edukacji zdołano zdusić w nim naturalne potrzeby autoekspresji, sensu, znaczenia. Człowiek został przystosowany do życia w świecie dorosłych, rzeczywistości, w której jest i ma być pionkiem bez znaczenia.

1 maj 2016

Odpocznę bo ma być łatwo

Odpocznę. Nie muszę się spieszyć. Odpocznę i już.
Musi być ciężko. Musi. Bo jak nie jest ciężko to jest niewłaściwie, nieprawdziwie i zupełnie nie tak. Musi ciężko być.
A ja odpocznę. Popracowałam i teraz odpocznę. Dla samosatysfakcji. Dla samej siebie. Zwyczajnie, bo tak!

Myślę coraz częściej na temat tych zmagań, z którymi się borykam. Ja, Ty, wszyscy. Jedni zmagają się z brakiem wody pitnej, inni z depresją, sprawy są naprawdę różne. Aż trudno uwierzyć, że tak wiele człowieka dręczy. Trudno uwierzyć, że tak nas wiele rusza, z wieloma sprawami musimy się zmagać. I tu pada pytanie: CZY MUSIMY? Czy to prawda, że trzeba się zmagać? Czy prawdą jest, że trzeba żyć ciężko? Czy to nawyk czy potrzeba? Może mamy tak wpojone?

Odpocznę. Nie będę więcej pytać. Odpocznę.
Po co pytać;)

Fajansowy zbuk

Nie wiem czemu tak mi się skojarzyło, ale tak się stało i już. Nie wiem, doprawdy nie wiem o co chodzi z tymi fotami na instagramach, fejsbukach i innych tego typu. Wiem, że takie są czasy i tak zwyczajnie jest ale jakoś mi się na to dziwnie spogląda. Widzę ludzi, którzy żyją i pokazują czym żyją. Widzę ludzi, którzy pokazują czym żyją albo co może bardziej prawdopodobne - pokazują co chcą by było z nimi kojarzone. Jakby każdy na siłę chciał być celebrytą.
Tak więc nie wiem czemu akurat 'fajansowy zbuk' mi się w głowie wytworzył gdy myślałam o mocy facebooka i podobnych portali, ale teraz, kilka chwil później widzę jak na dłoni, że to jest dokładnie to co widzę. Na fotach blichtr, a w środku.... na szczęście bywa różnie.

28 kwi 2016

Słuchać


 
Wyobrażam sobie, że słucham. Słucham tak by usłyszeć. Słucham tyle by usłyszeć. Wyobrażam sobie, że początkowo sprawia mi to słuchanie trudność, po jakimś czasie jest lepiej i łatwiej.
Słuchać. Żeby słuchać muszę wiedzieć kogo i czego. Słuchać wszystkiego? Nie, to nic nie da, to tylko bajzel. Słuchać konkretnych wypowiedzi konkretnych osób. Słuchać w sferach niedookreślonych. Słuchać i wciąż dać sobie czas na nie słuchanie.

Tak, żeby wypowiedzieć się z sensem, warto najpierw wysłuchać. Słuchanie dużo wyjaśnia i upraszcza. Słuchać.

Dziś słucham w parku. Słucham wypowiedzi i głosów świata. Biegające wiewiórki, spadające gałęzie, krzyczące dzieci, szum motorów, wszystkiego tego słucha moje ucho.
 
I słońca i wiatru, ich dziś też słuchałam. Tak jakoś dużo było dziś do słuchania:)

17 kwi 2016

Śmierć

Śmierć wszystko upraszcza, albo inaczej - wszystko prostuje. Śmierć prostuje życie. Śmierć weryfikuje wszystkie techniki i metody, wszystkie konszachty i podstępy, rozwiązuje z cała stanowczością wszelkie konflikty i wciąż nieubłaganie ignoruje propagandę. Śmierć jest. Czy nadaje sens życiu? Tego nie wiem, ale wiem, że jest.
I czasem gdy przypatruję się współczesności, rosnącej liczbie profesji, metodom dotarcia do klienta czy gdy poznaję teorie dotyczące duchowości - widzę jak wszystko bierze w łeb wobec śmierci.

Czemu człowiek stworzył świat, w którym musi płacić za miejsce, w którym żyje?
Czemu człowiek zaprowadził cywilizowane rządy, w imię których przestał szanować człowieka?
Czemu człowiek zaprzedał swoją wolność i naturalną, ponadczasową mądrość?
Jak bardzo życie współczesnego człowieka odbiega od sensu istnienia?
Czemu człowiek siebie samego wydał?

Śmierć to niejednokrotnie tragedia, ale czyż nie tym samym jest życie współczesnego człowieka? Czyż rzeczywistość budowana z coraz większą namiętnością przez systemy różnego rodzaju nie jest coraz mocniej zaciskaną na szyi pętlą? Trudno uwierzyć by człowiek do szczęśliwego życia potrzebował tak wiele, zaś do przeżycia potrzebował tak wielu warunków. Trudno uwierzyć, że człowiek żyjący wśród ludzi musi być bardziej ostrożny niż ten, który żyje w dżungli. Trudno uwierzyć, że ta iluzja dzieje się naprawdę i jest już tak mocno wtopiona w rzeczywistość, że stała się zwykłą codziennością. I ludzie o niej nie myślą, ludzie jej nie kwestionują. Jest jak jest bo tak być musi.

14 kwi 2016

Warto lubić siebie

Warto lubić samego siebie. Warto nie zagadywać siebie i innych, nie wysłuchiwać wszystkich dialogów, ludzi, informacji. Warto pielęgnować ten świat, który należy tylko i wyłącznie do nas.
Warto czas jaki posiadamy poświęcić na życie. Obserwacja i reakcja są wtórne. Życie jest pierwotnym dobrem.
Warto swoje życie pielęgnować jak skarb. Warto być ze sobą tak często jak się da. Warto wówczas być sobą, a nie wciąż maską, jedną z wielu. Warto ją zdjąć, tak zwyczajnie, do zupełnego negliżu i być sobą.
Warto.

3 kwi 2016

Radykalizm

Nadymani, naburmuszeni, nieskalani wewnętrznym piekłem mówimy innym jak żyć. Znowu mamy odwagę, ba, mamy czelność mówić innym co dla nich dobre, a co złe. Znowu chcemy na kogoś nakładać nasze prawa bez wzięcia odpowiedzialności za to jak inni sobie poradzą z konsekwencjami. Znów się świat rozpieprza i znów niekompletnie. Ilość szans jakie dostajemy każdego dnia jest niezwykła! Niezwykłe jest to, że budzę się rano i mogę żyć! Mogę żyć po swojemu....
Ok, ok, nie tak zupełnie po swojemu, bo i mój mózg jest wyprany, załatany, wypchany bredniami stuleci i tym całym stekiem prawd i kłamstw bez znaczenia, ale jednak... dojrzewając zbliżam się do siebie. I oby tak dalej.

Radykalizm mnie coraz bardziej przeraża. Radykalizm w biznesie, w polityce, w religii. Radykalizm, który odbiera człowiekowi jego twarz, odbiera bezwarunkowe prawo do istnienia. Radykalizm, który jest zawsze biało-czarny i nie przyjmuje niczego ponad ustalone reguły. To w imię radykalizmu giną ludzie. To w imię radykalizmu ludzie są zwyczajnie nieszczęśliwi. To radykalizm w ludziach rozwija agresję i pozwala wierzyć w jedyną słuszność. I kiedy mówisz, że jest jedna prawda, to ja pomilczę. Nie spotkamy się w tej sprawie.

Powinnam napisać coś na koniec, ale ja pomilczę i przejdę obok. Nie wejdę Ci w drogę.

30 mar 2016

Pisanie bloga jest bez sensu

No tak! Po co to czytasz?

Nie byłoby lepiej wyłączyć internety, światło, i wszelkie dziwne narzędzia po to by pobyć w ciszy? Ze sobą..., z drugim człowiekiem...? Czyż to nie miałoby więcej sensu?

Czy teza z tytułu jest słuszna, odpowiesz sobie sama. Osobiście nie blogów. Czasem, gdy poszukuję jakiejś informacji i zaczynam googlować, wtedy natrafiam na różne źródła. Wśród nich bywają adresy blogów. Nie mam bloga, którego czytam regularnie. Czy jestem o to uboższa? Kto wie, może tak!

Po co piszę bloga?
No tak, pytanie dotyczące źródła. Każdy ma swoje motywy, a ja piszę, żeby sobie pogadać. Głównie po to piszę. Kiedyś prowadziłam pamiętnik, taki zeszytowy, a dziś prowadzę bloga i coś w rodzaju pamiętnika. No bo o wszystkim na blogu nie napiszę, prawda?
Tak, kiedyś, gdy pisałam bardziej emocjonalnie miałam więcej stałych czytelników, było to kilka osób, które lubiły witać dzień z odczytywaniem moich porannych wpisów. Dziś myślę, że i czytelników jest mniej i ja mniej piszę. A czemu mniej? Bo to inny etap życia, inne potrzeby, inne priorytety... Wszystko inne.
Czasem mam w głowie myśli, którymi chcę się podzielić, ale codzienność nie pozwala, bo w ciągu dnia pochłonięta jestem macierzyństwem, a wieczorami staram się zająć własnymi sprawami. A takie myśli, które przychodzą są niezwykle spontaniczne, nie poczekają na 'lepszy' moment. Są i zaraz znikną. Jak mandala tybetańska. Taką siłę ma myśl... Taką wartość... Myślę więc, że nikt nie traci gdy nie zapisuję tych myśli. Są wolne od bagażu istnienia.
Jednak świadomość, że mam się gdzie wypowiedzieć i jest to stworzona przeze mnie sfera bardzo mi odpowiada. Dzięki temu czuję się tu jak u siebie w domu. Kto wie, może zwyczajność moich wpisów jest komuś drogie, może przydatne, może kogoś podnosi na duchu, nazywa czyjeś uczucia...

To jest moja perspektywa, blogerki, gaduły, która potrzebuje się wygadać i czasem ma coś do powiedzenia. Ale z punktu widzenia czytelnika?
Jeśli czytasz ten tekst to może zechcesz dać sobie 5 minut na przemyślenia. Mam jedno pytanie, jedno jedyne pytanie, na które możesz spróbować odpowiedzieć i nad odpowiedzią się zatrzymać:
JAKIE CZYNNOŚCI, KTÓRYM PODDAJESZ SIĘ CODZIENNIE TO WEDŁUG CIEBIE STRATA CZASU?

Facebook?
Telefon/wszelkie urządzenia z internetem?
TV
Aktualności z kraju i ze świata?
Makijaż?
Prasowanie?
Wycieranie kurzu?
Jogging?
Medytacja?
Modlitwa?
Hobby?
Rozmowa z drugim człowiekiem?
Praca?
...?

Na co tracisz codziennie czas?
Ja mam kilka takich pozycji, ale się nimi z Tobą nie podzielę. Czy pisanie bloga jest moją stratą czasu? Nie. Poza tym, że czasem dostaję wiadomości od osób, które się na moich blogach zatrzymują i nawiązują ze mną dialog, traktuję tę czynność jako mój własny czas dla siebie. Aktualnie zadałam sobie bardzo ważne pytanie - na co marnuję czas? Które aplikacje wyrzucić z telefonu, które czynności wykonywać inaczej lub z nich zrezygnować, itp., itd. Powyższe pytanie dotyczy także mnie i zaraz stanę przed sobą i sobie na nie odpowiem.

Zatem czy pisanie czy czytanie bloga jest bez sensu? Czy ostatnie minuty są dla Ciebie czasem straconym? Czy coś się w Tobie wydarzyło?
A może sama chcesz pisać bloga? Czemu tego nie robisz?
Czy tracąc czas odbierasz sobie szansę robienia czegoś co mogłoby Ci przynieść faktyczne korzyści?

Dziękuję, że zatrzymałaś się. Mam nadzieję, że herbata smakowała, a myśli wprawiły Cię w stan zadowolenia. Bywaj zdrowa i szczęśliwa.
Do usłyszenia:)

28 mar 2016

Wielkanoc

Każdego roku moje doświadczenie świąt jest inne, mam na myśli te najważniejsze chrześcijańskie święta: Boże Narodzenie i Wielkanoc. Pamiętam jak przeżywałam ten czas będąc nastolatką i przyglądam się temu jak wygląda teraźniejszość.
Dziś piszę nie po to by opisywać moje Święta ale dlatego, że w ostatnim czasie pojawiło się w mojej głowie wiele znaków zapytania, pojedynczych myśli, obejrzałam wiele filmów dokumentalnych, posłuchałam kilku wywiadów i głowa sama zaczyna szukać. To się dzieje naturalnie.

Im więcej wiem tym mam mniej pewności i tym więcej we mnie zrozumienia dla tego co nowe i obce. Nie jestem zachłyśnięta czymś nowym ale zadaję pytania temu co jest mi znane. Czemu Biblia jest okrojona? Czemu jest zapisem niepełnym, ubogim? Nie mam problemu z traktowaniem Pisma Świętego jako słów natchnionych, mój problem dotyczy ludzkiej ingerencji w to dzieło.
Potem na Biblii, która ma rozmaite wersje, zbudowano cały kanon wierzeń, nakazów i zakazów, później zaś cały system przekonań, zachowań. itp. Dziś powołujemy się na tę tradycję i podporządkowujemy jej swoje życie często bez świadomości, że budujemy nasze życie nie na skale, a na glinie bo tak określam ogólnodostępne pismo, które jest nam znane jako Pismo Święte.

Kto ma rację?
Bycie w konglomeratach i tyglach wielokulturowych daje do myślenia. Dialog, w wyniku, którego ludzie poznają to czego wcześniej sobie nie uświadamiali, wywołuje chaos i niepokój, później zaś mobilizuje do zadawania pytań i spoglądania do własnego serca. A w sercu i rozumie musi być dobrze, dopiero wtedy jest dobrze.

Nie wiem co będzie potem, po śmierci. Obecnie bardziej obawiam się tego co dzieje się na ziemi, co ludzie wyprawiają kosztem drugich, jednak właśnie Wielkanoc przyprowadziła mnie do rozważań, na temat sensu, ciągłości, tego co dalej...

Nie pytam kto ma rację, która religia, filozofia czy przemysł ideologiczny. Szukam własnej drogi. Jednak jedno wiem na pewno, że ludziom odbiło, że wszystko się nam naprawdę przekręciło w głowie i wygląda na to, że sami zapuściliśmy się w kozi róg i potrzebna nam będzie jakaś surowa lekcja, żeby się obudzić z letargu.

Miłości i sensu Kochani

8 mar 2016

Lekcje

Najłatwiej mi się pisze pod wpływem emocji, ale z oczywistych przyczyn od kilku lat nie mogę sobie pozwolić na spontaniczne klikanie. Te czasy powrócą, tymczasem więcej we mnie przemyśleń, mniej gołosłowności (mam nadzieję).

Przypomniały mi się dziś dwie lekcje. Jedną odbyłam gdy miałam naście lat, drugą wciąż studiuję.
Jedna, ta sprzed lat dotyczyła tworzenia i negacji. Wypowiedziałam się na ten temat niedawno więc nie będę się teraz rozwodzić. Jedynie nadmieniam bo ten temat powraca do mnie coraz częściej. Tak było i dziś.

Druga lekcja trwa dość długo i pewnie to konieczne bo albo ja bez przygotowania chodzę do szkoły, albo toporna jestem, uparta, albo kto wie co jeszcze:):)
Chodzi mi o bycie sobą i o systemy. Właściwie gdy dziś o tym myślałam to w mojej głowie moje myśli brzmiały jak ciężkie armaty, teraz dostrzegam swoistą lekkość w słowach. I dobrze.

Długo zmagałam się z tym czy system to zło i tylko zło i czy w ogóle jest alternatywa! Alternatywa to też system! Ba, każdy człowiek to indywidualny system.
Doszłam do wniosku, że oceniać systemu nie ma co, że sama jakoś w nim funkcjonuję i czasem z niego korzystam. Kto wie, może korzystam zeń częściej niż mi się zdaje?... Jednak lepiej mi żyć na obrzeżach systemu niż w jego części centralnej bo....
Myślę, że człowiek lubi żyć w systemie bo to odpowiednik stada, a w stadzie raźniej.
Myślę, że bycie w stadzie jest zupełnie naturalne i na miejscu dla tych, którzy nie mają natury lidera i lubią, gdy inni im wskazują drogę.
Myślę, że system to obszar, który odpowiada za poczucie bezpieczeństwa, bo jeśli się wie jak funkcjonować, to świat wydaje się być poukładany i uporządkowany.
Myślę, że system, jakikolwiek system, od religii przez MLM po wszelkie układy zawodowe ma to do siebie, że służy mniejszości, większość zaś służy.
Myślę, że bycie w służbie systemu jest o tyle frustrujące, że jest się wymienialnym, łatwo zapomnianym, mało istotnym z punktu widzenia całości.
Myślę, że świadomość bycia wymiennym średnio do nas dociera, jeśli już tak się staje - jest nam z tym źle, gorzej gdy stajemy wobec owej prawdy bezradni.
Myślę, że system uczy nas być bezradnym, zależnym, po to by odebrać nam elementarne prawo do bycia sobą.
Myślę, że poznawanie siebie zaspokaja ludzkie potrzeby zarówno tak podstawowe jak wyżywienie i bezpieczeństwo, jak i tak frywolne jak spełnianie marzeń.
Myślę, że poznawanie własnego 'ja' eliminuje lęk przed porażką ponieważ w ogóle nie wprowadza kategorii porażki - po prostu człowiek doświadcza i żyje.
Myślę, że poznawanie siebie wprowadza tego rodzaju porządek w umyśle człowieka, który rozjaśnia takie zagadnienia jak: kim jestem, po co tu jestem, co potrafię sama, a do czego potrzebuję pomocy i jakiej pomocy mi potrzeba.
Myślę, że poznawanie siebie nie jest ryzykowne, tak samo jak posiadanie własnego poglądu na rzeczywistość, na życie, na świat.
Myślę, że poznawanie siebie pomaga w określeniu sensu życia, sensu istnienia, pomaga pomóc odpowiedzieć na pytanie - po co tu jestem i jak to się stało? Kto mnie potrzebował i do czego? Przecież kosmos jest tak wielki, że nawet jeśli ważę 150 kg to i tak jestem tylko drobnym pyłem.
Myślę, że poznawanie siebie pomaga samodzielnie obierać drogi, tworzyć strategie i żyć, a męczy głównie wtedy gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że nie ma z kim o tym pogadać, bo mało jest ludzi nam podobnych (w domyśle większość wybiera podążanie za liderem).
Myślę wreszcie, że dotarłam do bardzo ważnego punktu w moim życiu - wiedzieć czego chcę dla siebie i moich najbliższych i by się nie bać żyć po swojemu.
Tak.... I tu ukłon w stronę systemu. Myślę, że znajomość siebie pozwala korzystać z systemu w taki sposób, w jaki potrzebuje tego jednostka, oznacza to jednocześnie, że jednostka nie będzie wydymana przez system tylko dlatego, że system chce ją wchłonąć i bezdusznie wykorzystać bo jednostka zna swoje prawa i przywileje i przede wszystkim zna siebie!
Tak, taką wynoszę lekcję na dziś - niech systemy będą i mi służą. Ja, znając siebie, oddam z nawiązką, ale cała wymiana ma być uczciwa i służyć obydwu stronom.

22 lut 2016

Kopa w zad i cała naprzód

Tytuł zapowiada się obiecująco, i któż to wie, może będzie spójny z treścią...
Myślę sobie, że ludzie milczeć już nie potrafią, albo skrytykują, albo zmotywują, albo powiedzą coś żeby zaistnieć ale tak sobie zwyczajnie pobyć, posłuchać, poczytać to już nie. Nieistnienie boli. Świat, czyli ludzie, bo mam na myśli rzeczywistość ziemską, sam wymusza na nas bycie gadułami.

Tak, nie ma co się żalić. Mam co jeść, mam co pić, mam gdzie spać. Wyluzować i dalej...

14 lut 2016

Droga moja. Spotkanie z wilkiem.

Moja droga czy Twoja, czy kogokolwiek innego, choć niepowtarzalna niesie ze sobą coś co łączy nas wszystkich - niepowtarzalność. Nie jest latwo byc niepowtarzalnym w świecie pełnym systemów, uproszczeń i ujednoliceń. Często to co jest nietypowe dla społeczeństwa, a zupełnie naturalne dla pojedynczego człowieka, zostaje odrzucone lub zignorowane. Trzeba siły Herkulesa zeby przebić sie z bezprecedensową odertą. Takie zazwyczaj określane są mianem 'niemozliwych'. Z drugiej strony, jeśli już oferta 'z księżyca' zostanie przeforsowana, wszyscy mówią o niej w samych superlatywach. Natura ludzka jest przewrotna....

Stop.

Drewniana chata gdzieś w lesie. Relaksujesz się. Urlop po długim i wyczerpującym okresie pracy. Masz świetną sylwetkę, najnowsze gadżety, do chaty przyjechałaś super nowoczesną, bezpieczną, przygotowaną na wszystkie sytuacje terenówką. Pijesz gorącą kawę na ganku wpatrzona w widowiskowy wschód słońca, na palnikach już bulgocze zdrowa strawa na najbliższe dwa dni. Dbasz o siebie, szczególnie teraz. Ten czas jest tylko dla Ciebie! Nikt Ci nie będzie przeszkadzał.
Marzenie, a do realizacji marzeń trzeba mieć plan.
Wilk. Staje przed Tobą wilk. Ty wciąż trzymasz w ręku kawę. Wilk się rozgląda, ty z nim, kolejny wilk. Wataha. 

O czym myślisz? Co robisz? Pokieruje Tobą instynkt czy wyuczone zachowanie? 

A gdy już przeżyjesz, będziesz bezpieczna, o czym pomyślisz najpierw? Czego będzie Ci żal, do kogo/czego zatęsknisz? Co nie będzie miało żadnego znaczenia?

Ty oko w oko z wilkiem.

5 lut 2016

Znarkotyzowany świat


Mam dreszcze gdy widzę te wszystkie piękne kobiety. Mam dreszcze, gdy widzę ich piękne domy, zadbane ciuchy i cały entourage. Mam dreszcze bo przecież to wszystko tak kusi i przykuwa oko. Chciałoby się mieć tak samo, albo chociaż podobnie, a w najgorszym wypadku minimalną część.

Narkotyki.
Dużo się o nich mówi. Wymyślają co chwilę sposoby na walkę z narkomanią i otumaniają ludzi, że to prawda. Wsadzają narkotyki do jedzenia i każą się nim żywić, ale walczą z marihuaną. Aż mi się zakręciło w głowie!

W łóżkach śpi troje małych dzieci. Trzy śliczne dziewczynki i co je czeka? Elektroniczny świat bezmyślnych i bezdusznych szczurów? Co je czeka?

Bycie świrem wcale nie musi dawać szczęścia. Może jedynie wpędzić w odosobnienie. Myślenie i czucie wcale nie musi dawać szczęścia. O wiele bezpieczniej jest być w szeregu ludzi żyjących podobnie.
Cokolwiek mówimy, robimy, z czymkolwiek się nie zgadzamy, to jest to farsą, oporem z którym nikt się nie liczy bo masa jest wchłonięta przez system stworzony przez kogoś innego. Alternatywa jest zaledwie odbiciem w krzywym zwierciadle. To kolejny system, który stworzono dla potrzeb podtrzymania iluzji. Po co o tym myśleć?

Idę coś zjeść.

Drogi dwie

Znowu popadam w anarchię:) Nie, nie sądzę by to trwało wiecznie, ale taki jest stan chwili, a to o nią właśnie chodzi. Mówi się żeby być tu i teraz, a jakże często tę chwilę omijamy? Bo trzeba planować, trzeba mieć cele, trzeba odnosić sukcesy i mieć kasę. Trzeba mieć i być bo to jest pełnia, a tłumaczenie, że oddanie się tylko li i wyłącznie duchowi, jest złe, bo bycie nie jest wbrew posiadaniu. To dlatego trzeba mieć. I wszystko jasne!

Myślę, że miałam osiemnaście lat gdy czytałam św. Franciszka z Asyżu. Nie pamiętam dokładnie tytułu, ale pamiętam, że taka mała książeczka, mniejsza od formatu A5 wywarła na mnie ogromne wrażenie. Tam właśnie wyczytałam o byciu tu i teraz. Tam wyczytałam o tym, że człowiek jest świątynią Boga. I wówczas miałam te myśli, że przecież szkoły nam są niepotrzebne bo to co mamy wiedzieć i tak już wiemy. Potem wiele lat i tak poddawałam się szkolnictwu i wciskaniu we mnie tego co mi w życiu niepotrzebne. Nadal się poddaję i kto wie, może tak będzie zawsze....

Dziś doświadczam właśnie tego rozdwojenia. Właśnie spędzam czas tak jak nie powinnam, robię to czego nie powinnam bo miałam myśleć o karierze. Słucham, oglądam, dopieszczam uszy, które już dawno nie słyszały niczego nowego.... A przecież miałam inny plan, miałam pracować, mam długą listę spraw.... A ja to wszystko ignoruję i poddaję się bałwochwalczej chwili. Ach ta chwila!....

Są systemy. Obecnie są systemy na wszystko. Systemy i sposoby. Są systemy polityczne, religijne, są sposoby na regulację brwi i robienie paznokci. Są systemy edukacyjne i sposoby na to jak wtłoczyć niezbędną wiedzę. A kilku dni temu pewna młoda kobieta zmarła. Tak po prostu. Zdrowa kobieta po kilku dniach bólu w płucach. Zmarła. Odeszła. Osierociła dwoje małych dzieci. Wartość życia i sposobu na życie. Wartość życia i przeżycia. Do tej pory nie mogę się otrząsnąć.

Cholera mnie bierze, że nie da się wszystkiego oduczyć.
Ogólnie nie jestem jakoś mocno przeciwna systemowi, dopóki nie włazi mi z butami do życia. Jeśli włazi to już mnie nosi. Kiedyś potulnie szłam gdzie mi kazano. Żadna z tych wersji nie jest szczęśliwa. A czy system daje szczęście? A czy je zabiera? Czy bycie kompletnym outsiderem daje szczęście? Może i jest to odniesiony sukces, jednak czy łączy się on z sensem życia. Czy, gdy przestaniesz oddychać, to co było ważne do twego ostatniego tchnienia będzie jeszcze miało sens gdy linia życia twojego serca stanie się płaska?

Pokłóciłabym się z kimś na argumenty.

1 lut 2016

Nie bądź pokorna!

Kiedyś ktoś powiedział mi właśnie tak: "Nie bądź pokorna!". To było niezwykłe i takie zupełnie odmienne od powszechnie przyjętych zasad.
Czym jest pokora? Jest stanięciem w prawdzie? Jest uniżeniem własnego istnienia, poglądu?Milczeniem? Czym jest pokora?

Kiedyś wielokrotnie słyszałam gdy jedna profesor powtarzała, że potrzebujemy słów, nazw, określeń bo dzięki nim określamy samych siebie. Poniekąd tak jest, jednak czy słowa są wystarczającym środkiem do określenia wszystkiego? Czy słowa znaczą dla każdego to samo? Oczywiście, że nie!

Pytam więc raz jeszcze, może mi podpowiesz, bo ja sama się gubię - czym jest pokora?

Widzisz, lubię, gdy ludzie, którzy mają coś do powiedzenia - mówią. Lubię gdy ludzie, którzy mają powód do milczenia - milczą. Lubię gdy człowiek jest istnieniem, a nie produktem tworzonym przez innych. Wiem, wiem, utopia.... Jednak w tej mieliźnie rzeczywistości dobrze jest dążyć do utopii, jest w tym przynajmniej iskierka nadziei, jest jakiś cel, jakieś pragnienie.... A tu pałęta się pokora. Jedni jej chcą ponad miarę, innym ona wadzi. Pokora, która istnieje w naszej kulturze tak bardzo, że trudno sobie bez niej wyobrazić całego świata!

A może chodzi o odwagę? O to by nie bać się upadać i wstawać? O to by próbować, wciąż próbować i nieustannie próbować osiągnąć cel, albo nawet jeśli go wciąż brak, to go znaleźć, stworzyć.... Może chodzi by sercem i umysłem przyjmować to co jest i cieszyć się tym?

Pokornie wszyscy umrzemy...

29 sty 2016

Subiektywnie o alternatywie

Zbieram się od jakiegoś czasu do napisania kilku słów na temat alternatywy i wciąż staje mi coś na drodze. Miejmy nadzieję, że dziś się powiedzie.
Kilka słów zaledwie bo ostatnio w ogóle dochodzę do wniosku, że pisanie długich wpisów na blogu mija się z celem. Średnio idzie to przedyskutować, a i wątki się wyczerpują w takiej samotnej rozmowie. Zatem tylko pierwiosnki, nic więcej.
Ja od zawsze miałam skłonności do niszy więc teraz (w znaczeniu, w tym wieku, w którym zaczynam jako tako ogarniać kim jestem), pojmuję czemu mnie ciągnie do innego systemu myślenia niż wiodący. Żaden zewnętrzny powód nie istnieje.
Lubię alternatywę bo z reguły oznacza ona podróż i poszukiwania. To też nie jest mi obce. Nigdy nie lubiłam niczego wkuwać, natomiast uwielbiałam mieć wokół siebie sterty książek i czytać różne wątki tak by pojąć o czym czytam:) Często kończyło się to brakiem czasu na przyswojenie wymaganej wiedzy, ale nie widzę powodu by coś z tym robić.
Od zawsze miałam duszę solidarnościowca, anarchisty, jak tam sobie to zechcecie nazwać. Choć przez wiele lat moje prawdziwe 'ja' było ujarzmione to zawsze lubiłam sama stanowić o sobie co oznacza nadużywać słowa NIE i nie słuchać dobrych rad. Nawet jak miałam połamać paznokcie - wolałam je złamać niż iść utartą drogą.
Wszystko to piękne bo pokazuje, że alternatywa nie jest sama w sobie aż tak fascynująca by mnie wchłonąć. Chodzi głównie o to kim jestem. Owszem, czasem oferta spoza głównego nurtu mnie przekonuje swą zawartością, jednak ogólnie moje skłonności ku niszy pochodzą bardziej z mojego DNA niż wartości merytorycznej.

Ponoć powinien być punkt zwrotny. Ale o co chodzi??
Otóż żyję na uboczu, więc w mojej codzienności mało tego co powszechnie dostępne. Taki wybór, z nim mi dobrze. Jednak od czasu do czasu zauważam, że grzebanie się w teoriach spiskowych, wyszukiwanie powodów, dla których koniecznie trzeba zanegować ogólno dostępne informacje zaczyna być zwyczajną chorobą, uzależnieniem i absolutnie nie daje spokoju. Sama dostrzegam jak dążność do swobody osobistej poprzez wybór mniej utartych ścieżek prowadzi mnie do mentalnego odcięcia od tego co dobre. Dobrze i powszechnie dostépne, a przecież takie coś też istnieje!...

28 sty 2016

Wierzenia

Jest temat. Temat wyzwalający emocje. Coś co wprawia w zakłopotanie, czasem wprowadza zamieszanie. Ludzie są albo spełnieni, albo szczęśliwi, albo przerażeni, a czasem i giną dla sprawy, dla tej sprawy...

Wierzenia, to one są tematem tego wpisu.

To dość trudny temat dlatego nie odważę się na posiadanie jednoznacznego zdania w tej sprawie, to co chcę napisać jest bardziej wynikiem osobistych przemyśleń.

Wychodzę z założenia, że Bóg wie co robi oraz że ma absolutną świadomość tego co ludzie robią z Nim. Czy to monoteistyczni wyznawcy, czy ateiści, czy wyznawczy religii politeistycznych czy ci, których można określić szamanami, new age'owcami i wszyscy, którzy w ogóle istnieją. Żyjemy na jednej planecie. Ta planeta wydaje nam się duża gdy mamy przebyć daleką podróż z punktu A do B, jednak mamy świadomość, że nasza planeta jest zaledwie ziarenkiem piasku wśród pyłów kosmosu. Ludzkie podziały, wyższość jednych nad drugimi naprawdę niewiele zmienia, wręcz wydaje się być mizerną groteską. A jednak mamy potrzebę pewności, że mamy rację, że wiemy kim jest Bóg i jak Go doświadczyć. Jednak zabijamy w Jego imieniu lub nawołujemy do miłości i przebaczenia także w Jego imieniu. Stajemy też w obronie prawdy jaką jest dowód na nie istnienie Boga. Boga znajdujemy w talizmanach, w kształcie chmur na niebie, w twórczym działaniu. Bogiem jest starzec z siwą brodą siedzący na tronie w niebiesiech lub jest wszystko co nas otacza, a także mną i Tobą. Człowiek wie kim jest Bóg, że nie/istnieje i wie co stanie się po śmierci czyli wtedy gdy nasze konserwowane chemicznymi środkami ciało przestanie funkcjonować. Wszystko wiemy i dlatego chcemy przekonać innych do tego co wiemy.

Nie potrafię teraz wrócić do praktykowania wiary jaką miałam w sobie kiedyś. Głównie chyba dlatego, że wchodząc w istniejące struktury czułabym się jak chomik w mysiej klatce, bez możliwości swobodnego poruszania się i bez opcji wyboru autonomicznego życia. Z drugiej jednak strony moje wspomnienia dotyczące budowanych relacji z ludźmi i samą sobą wtedy, gdy uczestniczyłam aktywnie w systemie wierzeń jest czymś do czego powracam z sentymentem. Płynę więc jak stary człowiek na starej łajbie i wpatrując się w ocean i własne odbicie w wodzie odnajduję swój sposób na wiarę. Wiarę, że ocean mnie nie pochłonie, a nawet jeśli to cokolwiek się wydarzy, i tak będzie dla mnie dobre.

Czy można być czegokolwiek pewnym? Czy to w ogóle jest komukolwiek potrzebne?
 

24 sty 2016

Tworzenie

Dawno temu, w okolicznościach rodzinnych miały miejsce wydarzenia, które pobudzały mnie do myślenia. Chodziło o stanowisko w sprawie. Wówczas zaczęłam myśleć, że zamiast z czymś walczyć, lepiej coś tworzyć.
Było to jakieś 20 lat temu. Przez te lata wiele się wydarzyło i choć nie zawsze MYŚLAŁAM o tym by tworzyć, to tak po prostu żyłam.


Dziś myśl wróciła do mnie i wydała się niezwykle inspirująca. Zobaczyłam, że pomimo iż wybiórczo traktuję media to i tak zbyt mocno pozwalam im sobą zawładnąć. A gdy moje serce i głowa są w rękach kogoś kim nie jestem ja, wtedy i moje tworzenie jest bez znaczenia. Niczego nie wnosi, wszystko powtarza.


Słuchałam wczoraj radia, stacji której niegdyś byłam bardzo wierna. Wczoraj słuchałam po długiej przerwie. Po kilku godzinach najbardziej zaintrygowały mnie reklamy. One naprawdę mają moc. One reprezentują ten byt, który zwalnia z potrzeby tworzenia. Nie tylko zwalnia, wręcz zniewala tak dalece by tworzenie w ogóle wyeliminować.

16 sty 2016

Racja Kowalskiego

O! Właśnie chciałam się wypowiedzieć, gdy padł mi internet. To miłe. Jestem sobie sama z własnymi myślami.

Co jakiś czas pojawiają się wokół mnie różne ideologie. Często najpierw je neguję. Potem się nad nimi zastanawiam. Jeśli po jakimś czasie moje osobiste stanowisko pozostaje niejasne, zgłębiam temat. I tu następuje niebezpieczna chwila. Szukanie, szperanie, analizowanie i tworzenie własnych opinii zaczyna mnie zniewalać. Przestaję żyć własnym życiem, zaczynam natomiast próbować dowieźć prawdy lub słuszności jakiegoś punktu widzenia.

Dziś byłam świadkiem rozmowy, która dotyczyła tematu, w którym moje stanowisko jest wciąż niejednoznaczne. Decyzję podjęłam już dawno, ale nadal nie wiem czy moja wiedza jest wystarczająca. Innymi słowy, poszłam intuicyjnie w kierunku jakiś poszukiwań. Obrałam jakiś kierunek bo bliskie są mi pewne założenia. Poszukiwania trwały długo, a życie wymagało ode mnie konkretnych działań. Decyzje trzeba było podjąć.

Kiedyś myślałam, że świat jest biało-czarny, dziś odnajduję w sobie coraz więcej szacunku do różnorodności. Prawdopodobnie istnieje jedna prawda, myślę jednak, że człowiekowi do niej daleko. Myślę, że rolą człowieka nie jest pławienie się w posiadaniu prawdy absolutnej lecz dążenie do niej. Podróże kształcą.
Stąd coraz częściej reaguję na ową skostniałą, czarno-białą hipotezę, w ramach której ludzie twierdzą, że wiedzą i dlatego mają prawo do ubliżania tym, którzy wiedzą 'inaczej'. I nie chodzi mi o to jak człowiek traktuje człowieka, ale o to, że 'pewność niepewna' i jako taka ma w sobie o wiele więcej pokory niż przeciętny Kowalski. Lecz to przeciętny Kowalski staje się w którymś momencie swojego życia nosicielem prawdy, którą mu za młodu wtłoczono. To on właśnie nosi ją z dumą i przekonaniem, że ma rację. To on wreszcie, reprezentuje ideologię, która spotyka się z inną ideologią innego Kowalskiego i wtedy następuje problem. BUM. Wojna. Walka. Zawiść.

Wierzę, że człowiek jest podróżnikiem i swoją opinię może zmienić wiele raz w ciągu jednego krótko-długiego życia. Wierzę, że człowiek nie jest predystynowany do walki i uśmiercania, lecz do życia, do dobrego życia.

13 sty 2016

Od nadmiaru głowa boli

Przeczytałam dziś pewien artykuł na temat tego, że rośnie nam społeczeństwo pierdół. Artykuł wzięty z poczytnej gazety. Potem przeczytałam komentarz do tekstu źródłowego napisany na czyimś blogu. Zastanowiłam się chwilę i doszłam do wniosku, że i jedna i druga strona jest w kłopotliwej sytuacji. Obydwaj autorzy walczą o lepsze dziś i jutro i obydwaj stosują tę samą metodę - szukania belki w oku. I gdy czytałam te słowa to doszłam do wniosku, że należę do tej samej grupy ludzi, którzy mają w sobie mało siebie bo większość to siła napływowa systemowych elektronów. Bo niby jak mam być autonomiczna w swoim myśleniu, jeśli aktywnie uczestniczę w życiu społeczeństwa sterowanego? Jak mam odnaleźć osobiste przemyślenia jeśli moja osobista przestrzeń jest tak mała, że czasem sama jej nie dostrzegam?

Jednak jest jedno wydarzenie, które skłania mnie ku artykułowi o pierdołowatości społeczeństwa, mianowicie kilka dni temu stanęła w mojej kuchni piękna, lśniąca i błyszcząca praleczka. Poprzednia pożegnała się ze swym żywotem w dość dramatycznym momencie systemowego życia, ale nie o tym. Przyjechała. Przeczytałam instrukcję bo to nie pralka frania i guzików ma dużo po czym zaczęłam skrupulatnie wykonywać zalecane czynności. A tu miga i pika choć nie powinno! No to dzwonię po specjalistę. Przyjechał! Pan, który się zna na pralkach, który powie mi czemu pika i miga choć nie powinno i odpowie na dodatkowe pytanie, na które w instrukcji obsługi odpowiedzi nie znalazłam. Pan przyjechał i naprawił co trzeba, po czym chętnie wysłuchał pytania i spojrzał na mnie ze szczerą (jak mniemam) odpowiedzią NIE WIEM. Czar prysł! Bo nie wiem czy ta ilość guzików, która mnie poraziła, poraziła też i pana specjalistę, czy to system kształcenia, czy to coś innego, jednak ten pan naprawdę, zupełnie szczerze nie potrafił mi odpowiedzieć na pytanie. I wówczas pomyślałam sobie: 'Kurcze, w moim dzieciństwie pan od pralek wiedział o pralkach wszystko!'

Napisałam ten tekst chyba dlatego by wiedzieć po raz kolejny czemu robię to co robię i ograniczam robienie innych rzeczy. Z każdym dniem dokonuję wyborów, na które nie było mnie stać w wieku nastu lat bo wówczas byłam tak bardzo podatna na wpływy. Teraz..... teraz też jestem, przede wszystkim jestem już przesiąknięta systemami myślenia, sposobami reagowania i kodami kulturowymi. Ciężko jest znaleźć osobistą przestrzeń. Piszę by zaprosić samą siebie i Ciebie do wyłączania wszystkich przedmiotów, bez których życie jest niemożliwe i zwyczajnie pożyć. Bez wiedzy na temat tego co się dzieje u sąsiada, w innym kraju, na innym kontynencie. By pożyć tu i teraz, grając w domino z dzieckiem czy tańcząc z nim śmiejąc się do rozpuku. Zapraszam Cię i mam nadzieję, że przyjmiesz to zaproszenie, ku Twojej i mojej szczęśliwości.