31 gru 2014

A było to tak i będzie jakoś tak

Powiem Ci, że siedzę sobie i się uśmiecham. Stawiam drobne kroki, mimo to zbliżam się do celu. Wiele lat temu byłam niecierpliwa, łaknęłam natychmiastowych efektów. Dziś stawiam drobne kroki. Dziś 'nie mam możliwości' by iść szybko i czuję, że to dla mnie najlepszy sposób poruszania się.
Mam wrażenie jakbym siedziała w domowym zaciszu, tam w mojej polskiej kuchni, spoglądała przez okno na śnieg, głaskała Flamme'a po grzbiecie i sączyła czerwone wino. Zupełnie jakbym się teleportowała do tych dwóch mandali i barw, które tam po sobie pozostawiłam. To niezwykłe, że od kilku lat pozostawiam po sobie barwy radości...
Życie, jest we mnie życie, wraca do mnie życie, powracam do siebie...
Pamiętam jak kilka lat temu, gdy podejmowałam decyzję o odejściu z pracy, kolega mi pewnego razu powiedział: "Ty tak mówisz i mówisz, ale ciągle tu pracujesz..." Miał rację, decyzja o rezygnacji z pracy, w kraju, w którym z reguły się o nią żebrze jest trudna. Decyzja o wypłynięciu na głębokie wody, bez pewności, kotwicy, ani zapasów wody jest bardzo ryzykowna. Można mieć szczęście i dostać się na bezpieczną wyspę lub zatonąć w niewyjaśnionych okolicznościach. I nie wiem czy jest jakaś recepta na pewność, że się uda.... Nie wiem. Nie szukam teraz odpowiedzi. Dziś cieszę się, że kilka lat temu zrezygnowałam z pracy, wyjechałam, przeżyłam trud aklimatyzacji aż wreszcie dojrzałam do bycia sobą tu i teraz. Więcej we mnie spokoju, radości i odwagi, więcej przekonania, że jest dobrze i otwartości na to, czego nie rozumiem. Więcej spokoju, tego, o którym pisze Twardowski, tego, o którym wciąż marzyłam, a nie umiałam go osiągnąć. Więcej we mnie przestrzeni do życia, świadomego wyboru i odwagi do podążania za własnymi przekonaniami i zgłębiania wiedzy, która dla mnie jest istotna.
Dziś, w tej chwili, gdy siedzę tu choć myślami ulatuję do swojej kuchni z piecem i mandalami, nie muszę już być inteligentna, nie czuję bym musiała się bronić argumentami bo wystarczy mi to co wiem, co jest we mnie, a może jest już mną...

Wszystko ma swój czas i wierzę głęboko, że każdy ma czas na poznanie własnego zakłamania. Wierzę, że każdy otrzymuje niezliczenie wiele szans by poznać źródło wewnętrznego zagmatwania. Wierzę, że błędy, czyli próby podejmowane w wyniku chęci poznania są akceptowalne i mają sens i nawet jeśli dotyczą innych ludzi - niech się dzieją. Wierzę także, że jeśli człowiek czyni coś bo się zagubił i wierzy w iluzję dobra, która jest w rzeczywistości złem także otrzymuje szanse. Albo się obudzi, otworzy oczy i zweryfikuje swoje myślenie i działanie, albo zwyczajnie otrzyma na co zasłużył. Wierzę, że postrzeganie życia, siebie i innych kategoriami tego świata, tego życia, współczesnych osiągnięć jest wynikiem tylko tego, że ktoś jest leniwy, a ktoś inny z tego korzysta. Lenistwo jednak nie jest chorobą, lecz decyzją, która niesie ze sobą konsekwencje. Wierzę, że moja pokręcona droga ma sens, że popełniłam wiele błędów bo jestem samoukiem i do wielu rzeczy musiałam sama dojść. Wierzę jednak, że moje intencje w głębokości serca były i są zawsze czyste i nie mam powodu do lęku.Wierzę, że jestem bezpieczna bo jestem dobrym człowiekiem.

Zaczynam się realizować, pokazywać od innej strony. Zaczynam wkraczać w świat brawury, zgrzytu, dewiacji i zawiści, mam nadzieję, że bagaż z jakim obecnie kroczę jest moją tarczą, a doświadczenie mieczem obosiecznym i że cokolwiek rozpocznę, czegokolwiek się podejmę - będzie bezpiecznie na mnie czekało. Ufam, że mogę iść przed siebie z podniesioną głową, odważnie i z radością, że moje czyste serce zawsze prowadzi mnie tam, gdzie jest mi najlepiej i że tam właśnie mam być. Wierzę, że moja młoda przyjaźń z intuicją będzie już trwać na wieki i że na zawsze będę mogła słuchać jej wskazówek, a i ona odwzajemni się akceptacją i mądrością. Wierzę, że ostatnie cztery lata ukształtowały osobę, którą jestem bo chcę nią być i że w tej właśnie skórze jest mi najlepiej.

Niech się dzieje życie!

29 gru 2014

Obyśmy nie mieli racji

Ciasne pokoje i myśli
Ciasne majtki, wizje
śmierdzi

Stęchlizna głupoty poraża
Zamyka w szczelnej szkatule prawdopodobieństw
niezliczonych pewności

Obyśmy nie mieli racji

28 gru 2014

Patrzę

Nie wierzę
widzę i nie wierzę
dorośli ludzie
jak dzieci
Nie wierzę

Patrzę
Słucham
Podziwiam i pytam
Nie, pytań nie wolno...

Pycha
W każdym pycha
i mdłości
i kłamstwo
i co się zdaje

Przerażające
różnice co dzielą
miejsca zabronione
bezkreśnie
kobiety mężczyźni dzieci
życie
Jedna ziemia
sieć
podział
ten sam sieci podział

27 gru 2014

Cel

Jak się dokądś zmierza, to świat wygląda inaczej. Widoczna jest wąska ścieżka.
Zima. Teraz jest zima i dziś w moim rodzinnym mieście spadł śnieg. Widziałam podwórko i krzewy pokryte śniegiem. I teraz mam przed oczami ostatni fragment drogi do mojej babci. Ona już nie żyje na ziemi, jednak drogę do niej pamiętam bardzo dobrze. Wąska droga i wszędzie śnieg. Pola zupełnie białe, i ta ostrożność, które nigdy nie jest za dużo. I aby dojechać, aby bezpiecznie.... I choć droga jest piękna, jest tak malowniczo i niezwykle, tyle bieli dookoła to jednak trzeba patrzeć przed siebie, trzeba być absolutnie skoncentrowanym. Uwielbiam tę drogę! Uwielbiam ową biel i lekkie zakręty i te wszystkie drzewa, które tworzą piękną aleję. Uwielbiam je szczególnie zimą bo jest tam naprawdę jak w baśniach Andersena.........

Dziś jednak nie podziwiam tych widoków, mam je w głowie i sercu i sama widzę jak bardzo zmienił się mój sposób postrzegania tej ryciny, którą przytoczyłam. Wąska droga, kręta, biała od śniegu i lodu i niezwykle męcząca bo wymagającej nieustannej uwagi. Tak, właśnie chyba dojrzałam do tego, czym jest koncentracja.
Jadę teraz do mojej babci. Minęłam już kilka zalesionych obszarów. Urocze! Ja jednak muszę jechać, mam jechać tak by bezpiecznie dojechać do celu. Jadę więc. Na chwilę wzrok ucieka by się nasycić i nacieszyć, ucieka gdzieś w te pola i lasy, które mijam i szybko powraca... Bo ja wciąż jadę. I wiele dróg już za mną. Wiele także przede mną.
Cel.

23 gru 2014

I znowu Święta....

Tak. Kolejny raz Święta. Zakupy, choinki, prezenty i .... pytania. Rodzą się we mnie pytania. Jedni tych Świąt nie obchodzą, inni wręcz się nimi brzydzą, jednak znakomita część ludzkości obchodzi Boże Narodzenie. A co to właściwie znaczy? Co ludzie obchodzą? Czemu nagle przeliczają pieniądze? Co ich prowadzi do marketu? Co takiego prowadzi człowieka do marketu? Co tam jest takiego co jest niezbędne do obchodzenia Świąt?
Atmosfera Świąt.... hm, czy jest coś za czym tęsknię? Czy jest coś do czego dążę? Czy jest coś, co w sposób szczególny mnie dotyka?

Ja nie jestem ani pierwsza, ani ostatnia i nie mam na celu pisania rzeczy odkrywczych. Ja jedynie pytam, samą siebie pytam - czy my naprawdę jesteśmy szczęśliwi bo wspominamy narodziny Boga? Czy my naprawdę cieszymy się, że przyszedł na świat Bóg-człowiek, który objawił prawo miłości jako główne i niepodważalne? Czy ....?

Tak często teraz słychać o miłości, można na jej temat przeczytać litanie esemesowe, oglądać tysiące filmów, czytać niezliczone wiersze, słuchać od specjalistów do spraw motywacji.... Wszędzie mowa o miłości. Karykaturalna mowa o miłości....

Nie myślę teraz o dzieciach bo one czy tego chcę czy nie, wychowują się właśnie tu i teraz. Z tym walczyć nie będę. Myślę o sobie i wsłuchuję się w bicie własnej planety, w rytm mojego oddechu i z wolna zwalniam, powracam do źródeł, a tam nie znajduję niczego co widzę wokół. Tu jest jakoś spokojnie. Tu jest codzienność wypełniona służbą małym dzieciom. Tu codzienność skoncentrowana jest na małych dzieciach... Czy one będą jadły przy wigilijnym stole czy nie i ile dadzą radę zjeść. Tu trudno o wyciszenie bo trzeba mieć głowę pełną pomysłów. Nie tylko po to, żeby dzieci się dobrze rozwijały, ale i po to bym ja nie zwariowała. Tu są porządki, które wymiatają miniony rok i robią przestrzeń nowemu okresowi życia. Tu jest samodzielna inicjatywa, osobiste przeżywanie, bez niezliczonych bibelotów, kolejek i planów dwunastodaniowych. Tu jest spokój. Tu jest cisza. Tu jest codzienność. Tu jest osobista i osobliwa prawda.

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!

17 gru 2014

Jakie intencje taka rzeczywistość?

A tak mi się zachciało napisać bez wymyślania.
O co chodzi z walką o prawa? Czemu mamy o nie walczyć? Czy my nie mamy prawa do istnienia?
Albo lepsze.... równouprawnienie, feminizm, religie, prezenty? I ten biedny Mikołaj wyświechtany na wszystkie możliwe sposoby... Szkoda chłopa, dobry był to mu dziś żyć nie dają.. I tak sobie myślę, że ten ludzki świat jest jakąś machiną z zatartymi łańcuchami i skrzypi i skrzeczy, rdzewieje i podupada coraz niżej i bardziej, choć niezbyt pokornie....
Nie wiem czy fajnie jest być kimś/czymś innym bo nie mam w pamięci takiego doświadczenia, ale jak patrzę na te wszystkie brednie, które wokół się dzieją i na ten paradoks samobójczego wyzwolenia to sobie myślę.... oj, kiepsko z nami Panie, kiepsko. Trza by coś wysadzić i budować od nowa bo z tego to już nic dobrego się nie urodzi.
I przychodzi ta druga fala myśli i szczęśliwie bycie sobą tak strasznie nie parzy i nie dusi i jakoś można nawet siebie wyrazić albo i milczeć bo po co od razu cokolwiek wyrażać. I jakoś można spokojnie, bez niezbędnych porządków, kolejek w sklepach i dziwnego spojrzenia wyznawców innych nurtów, bo oni zawsze patrzą z góry:) Albo prawie zawsze:) A nawet gdy nie patrzą z góry to ich akceptacja inności jest wsparta takim lekkim grymasem na twarzy, który można rzecz jasna różnie interpretować:)
Głupi ten ludzki ród. Życzy się dobrze chrześcijanom to się podpada muzułmanom, życzy się dobrze muzułmanom to się podpada Zachodowi, życzy się dobrze Żydom to się podpada wszystkim, a jak się życzy głupkowato komuś kto jak wyprodukowana przez system zabawka robi to do czego jest przeznaczona to właściwie jest ok, to się nawet zbytnio nie podpada:):)
Nie, przesadzam trochę, ale czasem przesada jak w oczy kole to i człowiek zaczyna spoglądać dalej i widzieć to co prawdziwe. I słowo daję będąc wśród ludzi czasem czuję się komfortowo będąc sobą, a czasem nie. I jaki z tego wniosek????

Jakie życie, taka śmierć....

A mnie się marzą anieli i wolność od nurtów i wyznań i przemądrzałości ludzkości bo marność nad marnościami i zębów zgrzytanie.

16 gru 2014

Zbliżają się święta....

Zbliżają się Święta. Boże Narodzenie jak zawsze zbliża mnie do tajemnicy. Tajemnicy sensu istnienia.
Zbliżają się święta. boże narodzenie jak zawsze zbliża mnie do magii prezentów. Magii, która na celu ma umocnić ekonomię.

Wczoraj przeszłam się z dziewczynkami przez centrum miasta, tak stoją dwie 'szopki' - jedna jest grotą św. Mikołaja, druga ubogą stajenką. Mikołaj zgromadził kilkoro dzieci, szopka dwoje dorosłych i jedno dziecko. Patrzyłam na obydwie szopki przez jakiś czas i obserwowałam ową 'magię świąt' i było mi smutno....
Wiem, co złego w prezentach i w św. Mikołaju? Nic specjalnego. Tylko czy sens Świąt Bożego Narodzenia nie został zepchnięty na koniec świata? Czy Święta są właśnie tym? Staruszkiem w czerwonym kubraku i z białą brodą? Gdzie się podziała zaduma? Gdzie się podziało wyciszenie? Gdzie podziała się indywidualność?

Im bardziej człowiek się nie zastanawia, tym bardziej jest omotany.
Marność nad marnościami, wszystko marność...

7 gru 2014

Pogubiłam się.

Tak sobie myślę, dokąd i skąd? Czy to siła, odwaga, słabość czy wewnętrzna potrzeba? Czy naprawdę TEGO nam potrzeba? Czy naprawdę TACY jesteśmy? Skąd te wszystkie normy i prawa I gloryfikowanie tych, którym się udało? Co się udało?
O tej iluzji słyszałam dawno, ale nie czułam, nie rozumiałam. Niedawno wróciła. Dziś wraca regularnie. Kim jestem? Na ile jestem własną iluzją, na ile iluzją o sobie? Na ile uwolniłam się od myśli obcych ludzi na mój temat? Jak bardzo zależna jestem od społeczności, której nawet tak do końca nie uznaję, nie szanuję i z którą zdecydowanie się nie utożsamiam? Na ile uwolniłam się od tej grupy?
Dziś zadano mi pytanie, czy lubiłam szkołę? Ależ ja nawet nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie! Jako dziecko nigdy się nad tym nie zastanawiałam bo to było poza tematami do zastanowienia. Do szkoły trzeba było chodzić, a jeśli w czymś się nie 'odnosiło sukcesów', to przecież była to wina delikwenta. Kto by więc się zastanawiał czy lubiłam chodzić do szkoły? A teraz do mnie dociera jak systemowi udało się mnie ogłupić choć miałam zaledwie 7, 9, 14 lat?!?!?!?! Jak to możliwe, żeby istotę, która w swojej naturze ma ciekawość świata i witalną energię i chęci i pragnienia i nie zna granic, by tę istotę doprowadzić do takiego dna!????

W jakim sensie człowiek jest społeczny? W sensie robienia tego co wszyscy? To czemu rajcują nas odmieńcy? Czemu odmienność nie jest normą? Odmienność w sensie SOBOŚĆ?
Pogubiłam się trochę. Tak strasznie się pogubiłam, że teraz siadam i widzę jak powietrze przelatuje mi przez palce. Jak staram się oddzielić trywializm od sensu i idzie mi to ciężko, bardzo ciężko. I myślę sobie - pułapka! Ale największym okrucieństwem tej pułapki nie jest wypłowiały mózg, nie jest to, że wszyscy wzajemnie się oszukujemy, ale to, że wierzymy, że tak właśnie musi być bo... tak jest!

Jak więc jest z tymi normami? O co chodzi z byciem społecznym? I dlaczego bycie społecznym po swojemu może być nieakceptowalne?
Jestem odpowiedzialna za życie. Co to oznacza? Czy wybieram to co jest najlepsze dla życia? Czy wybieram świadomie to co jest dobre? Czy świadomie decyduję się na robienie tego co wszyscy? A może robię to co inni zupełnie nieświadomie? A co to jest uświadomienie? Wyjście z głównego nurtu? To wcale nie jest takie trudne, ale czy to wystarczy?

Pogubiłam się. Żyję na planecie, na której panuje jakiś dziwny chaos. Ludzie wcale nie zachowują się jak zwierzęta tylko jak potwory. Nagle planeta, która przez tysiące lat funkcjonowała według własnego rytmu zaczęła być bytem, który należy dostosować...  do potrzeb ciągle żrącego, nienasyconego człowieka. Planeta jest silna, a człowiek coraz bardziej ogłuszony, głupi, durny!!!!!!! Człowiek tak dalece się zapędził, że świadomie dąży do samounicestwienia i choć niby ludzie się na to nie godzą to jednak - tak być musi bo tak jest.

I po co dekrety? Po co religie? Po co filozofie? Jeśli człowiek z bydlaka przemienia się w potwora?!

Pogubiłam się trochę ale wiem czy lubiłam chodzić do szkoły. Nie! Nie lubiłam. No może poza jednym - przyjaźniami.

Pogubiłam się, ale żyję jeszcze, jeszcze się odnajdę.