Mam wrażenie, że
nie mam o czym pisać. Wszystko już zostało stworzone. Jedyne co mogę to od
czasu do czasu powiedzieć co myślę. Nic więcej.
„Twoje życie do
Ciebie należy!”, „Możesz być kim chcesz!” i inne hasła w podobnym tonie
sprawiają, że łyka się je tak szybko jak cudownie sączy dobre wino. Perspektywa
wolności jest tak bardzo upragniona przez człowieka, że gdziekolwiek pojawia
się nadzieja tam łatwo popaść w pułapkę. Coraz bardziej mnie razi brak wolności
bycia tym kim się jest w imię obiecanej wolności, kreowanej przez innych. Coache,
systemy motywacyjne piramid, ludzie sukcesu – większość z nich bazuje na tym,
że potencjalny kandydat na wolnościowca jest gotów tu i teraz na obranie
jakiegoś kursu (najczęściej opłacalnego dla lidera) by zyskać wolność. Ładnie
się to określa rozwojem osobistym, prawda jest jednak taka, że idzie o kasę.
Oszustwo owych systemów motywujących człowieka do podejmowania niejednokrotnie
radykalnych decyzji wspomagane jest jeszcze haniebnym (w tym przypadku) hasłem
pomocy drugiemu człowiekowi. Bo inni potrzebują by wskazać im drogę.. Tak, tak,
a mesjaszy tyle ile krów na pastwisku.
Jak się nad tym
zastanowić to tylko prawdziwie szczery przyjaciel, rodzic, duchowny, ktoś kto
jest ludzki i autentyczny w swojej roli wysłucha i wesprze drugiego w
potrzebie. Nie wiem czy taki ktoś ma podawać rozwiązania. Mam przekonanie, że
nie o pokazanie drogi chodzi bo kto poszukuje, znajdzie, ale o
współtowarzyszenie, akceptację pomimo wszystko, w każdej sytuacji. Myślę, że tu
jest wolność. Wolność i bliźniacza jej odpowiedzialność.
Przeczytałam
niedawno o pewnej sytuacji rodzinnej. Banał, ona chce by on zrobił w domu coś,
a on siedzi przed kompem i nie chce. Pod treścią sytuacji popłynęła lawina
komentarzy o tym jaki to on jest, co ona powinna zrobić i że w ogóle jak to
jest możliwe by z kimś takim marnować życie. I pojawiło się kilka osób, które z
serca napisały dobre słowo, byli i tacy co igrali sobie słowami drwiąc z
autora, a byli i ci, którzy pisali – zrób tak i tak, ja właśnie tak zrobiłam i
teraz jest cudownie. Tradycyjne: „skoro mnie się udało, to tobie też może się
udać.” znalazło się w stosie słów komentatorów tylko jakoś w tym ferworze
paplaniny nie zauważyłam takich, którzy spojrzeliby na sytuację z empatią.
Jesteśmy już tak przeraźliwie wypaczeni, że zupełnie naturalnie uzurpujemy
sobie prawo do mówienia innym JAK ŻYĆ! A to przecież absurd! Gdy się nam rodzą
dzieci to się dwoimy i troimy by je rozwijać, potem szukamy dobrych szkół i
posyłamy na zajęcia dodatkowe. Po to tylko by dzieci były zdolne poradzić sobie
w życiu. A tu nagle stajemy się stadem baranów, w którym każdy odbierając
drugiemu prawo do samostanowienia mówimy innym jak się powinni zachować!
To nie jest
wolność – to że trzeba tańczyć jak nam zagrają. Wolnością jest gdy przy muzyce
można tańczyć, śpiewać lub zwyczajnie jej słuchać. Nie ma wolności tam gdzie
ktokolwiek mówi co powinnam zrobić. Nie ma wolności tam, gdzie odbiera się
człowiekowi prawo do jego przeszłości, teraźniejszości, emocji, sposobu
reagowania i słabości. Naprawdę nie każdy ma w życiu odnieść sukces (we
współczesnym tonie), nie każdy ma móc wziąć życie w swoje ręce, nie każdy ma
spełniać swoje marzenia, nie każdy ma być panem własnego losu. Każdy zaś ma
prawo do własnej historii, wolności i odpowiedzialności.
Cieszę się, że
spotykam na swojej drodze osoby, które nie mają interesu być moimi znajomymi...