28 sty 2016

Wierzenia

Jest temat. Temat wyzwalający emocje. Coś co wprawia w zakłopotanie, czasem wprowadza zamieszanie. Ludzie są albo spełnieni, albo szczęśliwi, albo przerażeni, a czasem i giną dla sprawy, dla tej sprawy...

Wierzenia, to one są tematem tego wpisu.

To dość trudny temat dlatego nie odważę się na posiadanie jednoznacznego zdania w tej sprawie, to co chcę napisać jest bardziej wynikiem osobistych przemyśleń.

Wychodzę z założenia, że Bóg wie co robi oraz że ma absolutną świadomość tego co ludzie robią z Nim. Czy to monoteistyczni wyznawcy, czy ateiści, czy wyznawczy religii politeistycznych czy ci, których można określić szamanami, new age'owcami i wszyscy, którzy w ogóle istnieją. Żyjemy na jednej planecie. Ta planeta wydaje nam się duża gdy mamy przebyć daleką podróż z punktu A do B, jednak mamy świadomość, że nasza planeta jest zaledwie ziarenkiem piasku wśród pyłów kosmosu. Ludzkie podziały, wyższość jednych nad drugimi naprawdę niewiele zmienia, wręcz wydaje się być mizerną groteską. A jednak mamy potrzebę pewności, że mamy rację, że wiemy kim jest Bóg i jak Go doświadczyć. Jednak zabijamy w Jego imieniu lub nawołujemy do miłości i przebaczenia także w Jego imieniu. Stajemy też w obronie prawdy jaką jest dowód na nie istnienie Boga. Boga znajdujemy w talizmanach, w kształcie chmur na niebie, w twórczym działaniu. Bogiem jest starzec z siwą brodą siedzący na tronie w niebiesiech lub jest wszystko co nas otacza, a także mną i Tobą. Człowiek wie kim jest Bóg, że nie/istnieje i wie co stanie się po śmierci czyli wtedy gdy nasze konserwowane chemicznymi środkami ciało przestanie funkcjonować. Wszystko wiemy i dlatego chcemy przekonać innych do tego co wiemy.

Nie potrafię teraz wrócić do praktykowania wiary jaką miałam w sobie kiedyś. Głównie chyba dlatego, że wchodząc w istniejące struktury czułabym się jak chomik w mysiej klatce, bez możliwości swobodnego poruszania się i bez opcji wyboru autonomicznego życia. Z drugiej jednak strony moje wspomnienia dotyczące budowanych relacji z ludźmi i samą sobą wtedy, gdy uczestniczyłam aktywnie w systemie wierzeń jest czymś do czego powracam z sentymentem. Płynę więc jak stary człowiek na starej łajbie i wpatrując się w ocean i własne odbicie w wodzie odnajduję swój sposób na wiarę. Wiarę, że ocean mnie nie pochłonie, a nawet jeśli to cokolwiek się wydarzy, i tak będzie dla mnie dobre.

Czy można być czegokolwiek pewnym? Czy to w ogóle jest komukolwiek potrzebne?
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz