16 gru 2015

Coś zaczyna wychodzić

Trochę Was ominęło. Trochę ząbkowania, bólu ucha i kilka chwil deszczu oraz codzienna harmonia krzyku, płaczu, śmiechu, bałaganu i kilku takich tam. Tyle Was ominęło. Były w międzyczasie nawet myśli, które stanowiły o mnie, ale nie znalazła się w mojej kreatywności metoda by je zapisać, zapamiętać lub zwyczajnie wdrożyć:) Światłe cele czasem muszą poczekać;)
Teraz jest cicho. Ucho nie słyszy, ale nie musi.... Ważne, że choć głuche, to nie boli. Dziewczyny śpią, tata śpi, lampka świeci.


Nie piszę tu dużo o dzieciach i mojej codzienności. Nie interesuje mnie zasypywanie Was osobistymi doświadczeniami. Właściwie nie lubię tych przekazów, w których człowiek musi się mizdrzyć przed innymi w szlafroku i na dodatek wierzyć, że to jest naprawdę cool, spoko i zajebiste. Natomiast ostatnio, gdy nie miałam jak zasiąść do komputera, pomyślałam sobie, że moja codzienność jest obecnie mocno wypełniona tematem dzieci. Jestem więc na etapie kobiecości macierzyństwa. Ani to złe, ani dobre, tak zwyczajnie jest. Do myśli pierwotnej dobiegła kolejna, towarzyszka serca i ta jest obecnie ważniejsza, chcę ją rozwinąć.


Będąc mamą można być: tylko mamą, można zostawić macierzyństwo na boku i zająć się pracą, albo szukać złotego środka. Ja poszłam w kierunku złota bo jak wiadomo większość kobiet to sroki:)


Obserwuję właśnie owoce moich działań jako wolontariuszki, inicjatorki, babki od robienia zamieszania. I słowo daję japa mi się cieszy jak to wszystko widzę, jednocześnie zaczynam teraz pojmować siłę procesu i wytrwałości. Kiedyś męczyło mnie czekanie, sądziłam, że jeśli efekty nie przychodzą od razu to znaczy, że coś jest nie tak. Dzieci, ich ząbkowanie, płacz i wszystko co siedzi w pakiecie sprawiają, że jeśli nie chcę ich odstawić na bok - wiele rozpoczętych spraw musi czekać, dojrzewać, a ja milczę i jestem pasywna bo takiego dokonałam wyboru. Poniekąd dzieci są alibi bo dają mi prawdziwy czas na przemyślenie spraw. Kiedyś pędziłam, dość spontanicznie i emocjonalnie, co oczywiście wzmagało niecierpliwość. Dziś, paradoksalnie, jestem spokojniejsza. Mimo iż moja codzienność to wariactwo, o którym napisałam na początku - ja jestem dojrzalsza.


Ważny był pierwszy krok. Bez planu, ani biznesplanu. Ważny był moment gdy zdecydowałam się na zorganizowanie czytanek w bibliotece. Wyszłam wówczas do ludzi. Bez wyglądu, bez pewności, czy pomysł się przyjmie. Wyszłam jednak do ludzi bo miałam wewnętrzną potrzebę. Miałam też bardzo silne przekonania odnośnie języka polskiego mojej córki (wówczas tylko jedna była na świecie) i całej otoczki związanej ze społeczeństwem, kulturą, tradycją, sposobem rozumowania, itp. Wszystko to było tak silne we mnie, że wyszłam do ludzi i zaczęłam stawiać małe kroki. Nie znałam wówczas innych celów jak tylko ten by moje dziecko rozmawiało ze mną po polsku.
Dziś sytuacja wygląda inaczej. Szczęśliwie pomysł czytanek się przyjął i zyskał zwolenników, natomiast w mojej głowie rodzi się produkt, który mam nadzieję, w przyszłości uwolni mnie od myślenia o szukaniu pracy. To zaledwie jeden wątek, a jest ich kilka i wszystkie jak jeden mąż oparte są na wytrwałości i procesie.




Jak sobie przypominam w jaki sposób spędzałam pierwsze tygodnie z niemowlęciem to pamiętam, że słuchałam wielu audiobooków i innych materiałów, na które nie mam zwykle czasu (bo brak mi cierpliwości!!!!), natomiast zawsze chciałam się z nimi zapoznać. Do teraz bywają chwile gdy nie mogę nawet słuchać bo akurat tak wychodzi i wtedy mam ze sobą tylko moje myśli i uczucia. One dojrzewają w tematach, które podejmuję. One mają czas na podtrzymywanie idei, rozwijanie, bądź odrzucanie jej. Nie ma pośpiechu, nie ma współczesnej determinacji. Jest bycie w chwili, bycie z tematem, życie tym co jest moim priorytetem.




Mogłabym się pokusić o taki zapis, że skoro moje macierzyństwo przynosi owoce nie tylko w życiu osobistym, ale i zawodowym to każda matka tak może. To takie współczesne....:) Jednak ograniczę się do zachęty. Chcę Ciebie zachęcić do tego by słuchać samej siebie, często odłączać się od technologii, separować od codzienności i być tylko w swoim własnym towarzystwie. Myślę, że warto być uczciwą wobec samej siebie, mnie to w każdym razie pomaga.


Współczesne metody planowania są według mnie trochę płaskie, odbierają człowiekowi szansę współpracy z własnym wnętrzem jak i całym światem. Mnie się podoba kroczenie własną drogą, poznawanie siebie poprzez kroczenie tą drogą i to, że coraz bardziej można się wówczas uwolnić od świata i być coraz szczęśliwszym w codzienności.


Fot. znalezione w internecine.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz