29 gru 2012

System. Orwell. Wspolczesnosc.

A bylo to niemalze tak: 'Wszystkie zwierzeta sa rowne, ale swinie rowniejsze!'
Zupelnie niedawno, po bardzo dlugim okresie analiz i przemyslen postanowilam sprobowac czegos czego nigdy nie czulam i co do mnie nigdy nie przemawialo. Poczynilam w tym kierunku wszytsko co bylam w stanie uczynic by wejsc na nowa droge i osiagnac na niej sukces. Wiele emocji, determinacji i konwersacji temu towarzyszylo, a ja zabiegalam we wlasnym wnetrzu o to by byc na tej drodze najpelniej i najprawdziwiej jak potrafie. Zabiegalam o wlasne przekonanie, higiene mysli i wypowiadanych twierdzen. Zrobilam co moglam. Sukcesu nie odnioslam. Mozna powiedziec - poazka!
Czy oby na pewno?
Przez wiele lat odmawialam sobie szansy dotarcia tam gdzie wedlug swoistej samowiedzy byloby mi najlepiej. Nie mam na mysli konkretnego miejsca na ziemi, ale konkretne zycie. Odmawialam sobie bo wbite mialam do glowy, ze i tak sie nie uda, ze nie warto marnowac tego co juz jest na liche proby, ze ja sobie nie poradze, ze jak to mowia, za wysokie progi na moje nogi. Wynik jest oczywisty, wrecz zero-jedynkowy - nie podejmowalam dzialan wiec nie osiagnelam tego co bylo w zasiegu reki. Spodziewasz sie innego rezultatu?
Byl tez inny scenariusz, mianowicie podejmowalam sie wszystkiego co podlecialo. Niewazne, ze nie mialam sily, a 24h w sposob doslowny bylo zbyt skapym czasem by zrealizowac nalezycie to czego sie podjelam. Wiec kolejna oczywistosc - robilam coraz wiecej, a jakosc byla coraz nizsza. Znowu mnostwo dzialan, a sukcesu nie odnioslam.
Ostatnio natomiast postanowilam wykorzystac wiedze zdobyta przez te lata doswiadczen i podjac decyzje spokojnie, bez presji. Tak tez sie stalo. Decyzje podejmowalam ponad rok i mysle, ze podjelam ja zupelnie swiadomie. Problem polegal na tym, ze zapomnialam, ze ja juz wiem w czym jestem dobra, a do czego nie powinnam sie zabierac. Zapominajac o tej istotnej kwestii zaangazowalam sie w cos co primo do mnie nie pasuje (bo nie wynika ze mnie, jest jedynie tepym powielaniem ustalonego systemu), secundo bo nie jestem w stanie w to jednoznacznie uwierzyc. Zaangazowalam sie wiec i co sie okazuje - bardzo szybko przypomnialam sobie kim jestem i do czego jestem i co na pewno mi daje radosc i spelnienie, a co nie. Taka lekcja trwala stosunkowo krotko, nauczylam sie z niej jeszcze kilku drobniejszych detali i doszlam do prawdy najistotniejszej - KAZDY MA SWOJA DROGE, A SYSTEM JEST ZAWSZE POZBAWIANIEM JEDNOSTKI JEJ WLASNEGO 'JA'. Nie oceniam obecnie systemu jako takiego, wiadomym jest, ze wielu ludzi dobrze sie czuje w systemie, ze system moze zawierac w sobie jaies walory, chodzi mi jedynie o to, ze ja i system nigdy nie wspolgralismy i jak widac wciaz nie wspolgramy. Poniewaz po raz kolejny do tego doszlam, analizuje system z absolutnie osobistego punktu widzenia. Nie interesuje mnie przeciez pisanie rozpraw na ten temat, jedynie moj wlasny kawalek podlogi i to co sie na nim dzieje. Dla mnie spotkanie z tym nota bene bardzo sensownym i pozytywnym systemem jest wciaz jedynie metoda na tresure. Jesli poddasz sie tresurze, bedziesz pilnie wykonywal wszystkie sztuczki otrzymasz obiecana nagrode. Jesli podejdziesz do systemu jak artysta, ktory chce cos zmienic lub ulepszyc, itp. - zostaniesz sam. W przenosni i doslownie. Co ciekawsze, ow system w spososb zupelnie otwarty mowi o potedze duplikacji, ktora stosuje, o jej sile i mocy razenia. To wlasnie korzysci jakie plyna z duplikacji sprawiaja, ze tak bardzo jest promowany. Du(p)lik-akcja. Innymi slowy, jesli nie staniesz sie swinia, na zawsze bedziesz poza kregiem.
A teraz troche zmienie nurt. Czy istnieje cos takiego jak zycie poza systemem? Czy ja, z moim wolnosciowym i niezaleznym podejsciem do zycia radze sobie poza systemem? Pieniadze to system. Zywnosc to juz tez system. Transport to system. Zdrowie to system. Wojsko, kredyt, szkolnictwo... Mam kontynuowac?
Wlasciwie w moim zyciu nie wydarzylo sie nic specjalnego. Poznanie kolejnego systemu jest przeciez dla nas wszystkich codziennoscia. Szczesliwie sa jeszcze systemy, w ktorych byc nie musimy i mamy prawo do nich nie dolaczac lub z nich zrezygnowac. Tak sie wlasnie stalo w moim przypadku. Odeszlam z systemu, w ktorym bardzo chcialam byc i na sile sie do niego naginalam by sprostac treningowi. Niestety nie bylam zdolnym adeptem. Czy mi zal? Szczesliwie nie zal mi. Cale to wydarzenie, ktore niewiele znaczy poprowadzilo mnie do spotkania sie z sama soba, do podjecia lektury z innego poziomu i nurtu, do ponownego zglebienia mojego wlasnego JA, w ktorym jest mi dobrze, bezpiecznie, do ktorego naginac sie nie musze i nie jestem poddawana tresurze. Jestem tu. Po prostu tu jestem i wrocilam do tego miejsca z ogromna ulga i zadowoleniem.

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najwazniejsze, ze jest Ci teraz dobrze. Najwazniejsze, ze sprobowalas, bo chcialas sprobowac i wiesz, ze... sie nie zmienilas, i pewnie pod wieloma wzgledami juz nigdy nie zmienisz, Artystyczna Duszo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamietam jak kilka lat temu po polrocznym pobycie na francuskiej Riwierze wracalam do Polski, w podrozy poznalam przesympatyczna Francuzke, ktora miala odbyc praktyki bibliotekarskie w Mariannie (w IF) i wtedy nasze spotkania niezwykle mi pokazywaly kim jestem, im jestem, kim jestem..... Rozne doswiadczenia jakie mialam przez owe pol roku coraz mocniej umacnialy we mnie poczucie bycia mna. A z owa dziewczyn doswiadczalam niejako wzmozonej sily owego odczuwania bo ona tez miala swoje obserwacje z pobytu w Polsce (pierwszego za granica) i tez dosc zywiolowo o nich opowiadala. Rzecz w tym, ze czesto sie zapomina to co jest zupelna podstawa, pewnie dlatego warto czytac te same ksiazki na roznych etapach zycia - bo odczytuje sie je zawsze inaczej niz poprzednio:):):):)
    Dziekuje za slowo)

    OdpowiedzUsuń